niedziela, 29 listopada 2015

Sportowe Matki

Ostatnio na blogu pojawiło się sześć wywiadów ze Sportowymi Mamami:
KasiąAgnieszkąEwąEwą, Emilią i Alą.

Dziewczyny opowiadały o biegowych początkach, planach na przyszłość, o tym jak radzą sobie z treningami i obowiązkami domowymi. W moim odczuciu siłą wszystkich tych sześciu mam jest to, że się nie zrażają. Pomimo kontuzji, przerw na ciąże czy choroby - idą do przodu jak walec. No i są świetnie zorganizowane - wszystkie odpisywały w mgnieniu oka!

Ogromnie dziękuję Wam dziewczyny za poświęcony czas!



Nie sposób przeprowadzić rozmowy ze wszystkimi, ale przy okazji chciałabym wymienić kilka blogów Sportowych Mam:

Biegająca Bio Mama
Hanka biega do mety
Sporty Mum
Matka Polka Triathlonistka
Ania Biega (już niedługo mama)
Portal Biegaczki (sporo o kobiecej stronie biegania)

sobota, 28 listopada 2015

Sportowe Matki cz. 6 - Ala

Ostatni wywiad z cyklu "Sportowe Matki".

Ala - mama przedszkolaka i dopiero co narodzonego malucha, prowadzi blog Ala się ściga



Jesteś superbohaterem (tak piszesz na swoim blogu)? Chyba musisz być. Dwoje dzieci, bieganie i wyjazdy - jak to możliwe do pogodzenia?
Muszę być.  Dobrze powiedziane. Zwłaszcza w chwilach, kiedy totalnie tak się nie czuję. Wszystkie to znamy: piżama do południa, młodsze dziecko płacze pół dnia, starszemu włączam kolejną bajkę, w domu bałagan itd. Staję rozczochrana przed lustrem i mówię „A właśnie, że jestem superbohaterem!”. Działa.
Jak godzę rodzinę z bieganiem? To łatwe. Nigdy nie zapominam, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Dzieci nas naśladują, biorą z nas przykład, uczą się od nas żyć z pasją i być szczęśliwymi. To moja filozofia i tego bardzo mocno się trzymam.
Dodatkowo teraz na urlopie macierzyńskim jest mi dużo łatwiej, 90% mojego czasu poświęcam rodzinie, więc wyrwanie się na godzinkę na trening i zostawienie dzieci pod opieką taty, który spędza z nimi znacznie mniej czasu niż ja, jest rozwiązaniem przynoszącym korzyści nam wszystkim.

Biegałaś w ciąży? Czy odpuściłaś sobie treningi na 9 miesięcy?
Biegałam tylko na początku. Lekarz zalecił mi zmianę wysiłku na łagodniejszy. Od piątego miesiąca ciąży towarzyszyły mi kijki i nordic walking, w który wplatałam krótkie odcinki biegiem. Byłam aktywna do końca ciąży. Na ostatni krótki trening wybrałam się dzień przed porodem. Nie zrezygnowałam też z gór. W siódmym miesiącu ciąży pojechaliśmy w Tatry. Wybieraliśmy oczywiście łagodne szlaki, ale świadomość, że mogę robić to co naprawdę lubię dodawała skrzydeł.

Po ostatniej ciąży wróciłaś do biegania z przytupem, a dokładniej startem w półmaratonie niecałe 10 tygodni po porodzie. Ciężko było?
Nie planowałam tego startu. Jakoś tak samo wyszło. Sam bieg potraktowałam bardzo łagodnie, nie ścigałam się, nie walczyłam o życiówkę, po prostu cieszyłam się z samego udziału. Oczywiście, zanim rozpoczęłam treningi, skonsultowałam się z lekarzem. Kiedy dostałam zielone światło i pojawiła się okazja startu w półmaratonie, rozpoczęłam regularne treningi. Najpierw były marszobiegi, potem trucht przez 20 minut kilka razy w tygodniu. Ważne, żeby zacząć wolno i rozważnie dokładać obciążenia. Dobrze jest mieć cel, znacznie łatwiej jest wtedy zacząć i być konsekwentnym.

A po co w ogóle to bieganie? Nie lepiej by było posiedzieć w domu? Poodpoczywać?
Czasem tak robię. Nakrywam głowę kołdrą i nie wstaję. Ale jak człowiek raz spróbuje i poczuje te endorfiny, adrenalinę nie jest łatwo wrócić do życia przed bieganiem. Ja odpoczywam w biegu. To jedyny czas, kiedy jestem sama ze sobą, nikim się nie opiekuję, nie mam obowiązków, jestem sama dla siebie.

Jakie masz plany/marzenia na 2016 rok?
Chcę wrócić w góry. To cel numer jeden. Dodatkowo chciałabym zebrać punkty wymagane do startu w Biegu Ultra Granią Tatr w przyszłym roku, w tym celu muszę ukończyć przynajmniej dwa trudne biegi, z czego jeden na dystansie ultra maratonu, jak to wyjdzie, czas pokaże.

Czy każda matka może być taką superbohaterką jak Ty?
Każda z nas jest superbohaterką. Nigdy o tym nie zapominajmy.

Przeczytaj poprzednie wywiady:
z Kasią, Agnieszką, Ewą, Ewą i Emilią.

czwartek, 26 listopada 2015

Sportowe Matki cz. 5 - Emilia

W ciąży, z małymi dziećmi, zapracowane i…zabiegane.
Biegające mamy opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.
Poznajcie sześć matek biegaczek.   Za dwa dni kolejny (ostatni) wywiad!

Emilia - mama rocznej dziewczynki; prowadzi blog Przyjemność biegania

fot. Sebastian Wojciechowski

Od jak dawna biegasz?
W 2010 roku zaczęłam przygotowywać się do mojego pierwszego maratonu. Zakochałam się w tym sporcie i do tej pory mi nie przeszło.

Co uważasz za swój największy sukces biegowy?
Maraton Warszawski w 2012 roku. Mój wynik może nie powala: 4:28, ale przebiegłam cały dystans w dobrej formie, nieznacznie przyspieszając na ostatnich kilometrach. Chociaż rok później udało mi się życiówkę nieznacznie poprawić, to właśnie ten bieg uważam za najbardziej udany.

Jak wyglądała Twoja aktywność sportowa w ciąży?
Na szczęście lekarz prowadzący nie miał nic przeciwko bieganiu „dopóki będzie pani czuła, że ciąża przebiega normalnie”. Tylko czy stan, kiedy w Twoim brzuchu porusza się mały człowiek, coś ci bulgocze i kopie można uznać za normalny? Dla własnego spokoju w piątym miesiącu zaprzestałam biegów i zastąpiłam je pływaniem.
Za to do siódmego miesiąca regularnie chodziłam na zajęcia gimnastyczne. W siódmym miesiącu na chwilę trafiłam na oddział patologii ciąży w szpitalu. Sprawa okazała się błaha, ale po niej bałam się wracać do aktywności fizycznej, pozostały mi tylko spacery.

Jakie masz wspomnienia z pierwszego biegu lub pierwszej aktywności fizycznej po porodzie?
Pierwsza aktywność – ćwiczenia dla kobiet w połogu, kilka dni po porodzie. Były naprawdę łatwe, ale dla mnie wtedy potwornie męczące. Najbardziej nieprzyjemne było kładzenie się na, powiedzmy sobie szczerze, luźnym, obwisłym brzuchu. Spokojnie, to naprawdę z czasem zanika! Pierwszy bieg – w sześć tygodni po porodzie, marsz przeplatany bardzo wolnym truchtem. Udało mi się pokonać ze 3 kilometry i byłam tym wykończona.

Biegasz z wózkiem czy zostawiasz dziecko na czas treningu?
Nie używam wózka biegowego, podczas moich treningów dziecko zostaje w domu z tatą.

Nazwa Twojego bloga to „Przyjemność biegania”. Czy bieganie dla zmęczonej młodej matki może być przyjemnością?
Oczywiście! Niby męczę się dalej, ale głowa przy tym naprawdę odpoczywa. Przy małym dziecku człowiek czasem ma wrażenie, że służy już tylko do obsługi małego szkraba. Bieganie daje mi poczucie, że robię coś dla siebie, moje potrzeby wciąż są ważne. Po udanym treningu jestem bardzo zmęczona, ale szczęśliwa. Bez takiej odskoczni chyba bym zwariowała!

Czy teraz przygotowujesz się do jakiegoś konkretnego biegu?

Tak, do Biegu Niepodległości (Emilia ukończyła ten bieg z czasem 52:30 - przy. red.). Za to w przyszłym roku chcę powalczyć o nowe życiówki w półmaratonie i maratonie. Już obmyślam, jak zorganizować moje treningi, by osiągnąć cel.

Przeczytaj poprzedni wywiad.
Za 2 dni kolejny wywiad!

wtorek, 24 listopada 2015

Sportowe Matki cz. 4 - Ewa

Czwarty wywiad z cyklu "Sportowe Matki".
Przeczytaj poprzedni wywiad.
Za 2 dni kolejny wywiad!

Ewa - mama dwóch nastoletnich chłopaków; prowadzi blog Do przodu i w górę


Masz rodzinę, pracę, i - jak na amatorskie bieganie - niezłe wyniki. Jak udaje Ci się to wszystko pogodzić?
Nie zawsze to da się pogodzić, ale na pewno pomagają mi te trzy rzeczy:
1) kiedy mam jakiś cel biegowy na horyzoncie, to traktuję go jako priorytet i jestem gotowa do tzw. "poświęceń", czyli nie odpuszczam treningów, cisnę na nich ile wlezie, staram się też robić ćwiczenia rozciągające, wzmacniające i jakoś sensownie się odżywiać, w sensie nie alkoholizowania się i niejedzenia fast foodowego chłamu. Przed ważniejszymi startami korzystam z pomocy trenera.

2) mam tego farta, że jako freelancer pracuję w domu. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo ułatwia treningi, bo nie muszę się zrywać na bieganie o świcie ani latać po nocy, tylko mogę sobie zrobić przerwę w pracy w ciągu dnia. No chyba że akurat mam taki zachrzan, że faktycznie do biegania zostaje godzina 22.

3) mieszkam z trzema bardzo wyrozumiałymi facetami.

W dodatku poza bieganiem lubisz też inne dyscypliny. Na czym teraz bardziej się skupiasz?
Teraz najbardziej na bieganiu, ale miałam w swoim życiu długie okresy totalnej zajawki na inne aktywności - rower, windsurfing, narty, wspinanie. Teraz każdą z tych dyscyplin nadal uprawiam, ale poza regularnym wspinaniem i częstym rowerem, pozostałe w wymiarze raczej wakacyjnym. Gdyby doba miała więcej godzin albo ja mniej zobowiązań i więcej kasy, to bym śmigała na deskę albo w skały co tydzień!
Do tej pory jak wieje mocny wiatr w Warszawie, to nie mogę usiedzieć na miejscu i ciągle myślę, jak to fajnie by było teraz popływać. Bieganie jest super i przez różne starty oraz górskie przygody bardzo się w nie wkręciłam, ale nigdy nie będzie dla mnie jedynym sportem, bo za bardzo lubię te pozostałe.

Co uważasz za swój największy sukces biegowy? 
Zdecydowanie 3. miejsce wśród teamów kobiecych na Rzeźniku i osiągnięty tam w debiucie czas (11:54).

Jakie masz biegowe marzenie?
Szczerze? Żeby mnie omijały kontuzje, przez które nie mogę biegać. Ostatnio dopadają mnie problemy tego typu, więc naprawdę za gwarancję zdrowia oddałabym wiele. A dwa inne marzenia, już takie bardziej konkretne, to dać radę w kwietniu na zawodach ultra na Maderze (85 km i + 4400 m do góry) oraz pobiec kiedyś Big Sur Marathon w Kalifornii.

Co na bieganie Twoja rodzina? Traktują to jak fanaberię? Podziwiają? Czy może naśladują?
Na pewno, jak już napisałam, tolerują i nie robią problemów. Myślę, że odkąd zaczęłam porywać się na trochę bardziej hardcorowe biegi i wychodzić z nich w miarę zwycięsko, w sensie kończyć w dobrym czasie, są w jakimś sensie ze mnie dumni.
Mama oczywiście się zamartwia, że rujnuję sobie zdrowie, ale po Rzeźniku przekonała się, że ultra nie zabija, więc teraz już ze spokojem przyjmuje zapowiedzi kolejnych biegów. Niestety naśladowców w rodzinie jakoś nie mam - ale ziarno zasiane może kiedyś zakiełkuje.

Poza własnymi treningami prowadzisz też biegową grupę dla kobiet. Co to są za spotkania?
Dwa lata temu przyszło mi do głowy, żeby podzielić się z kimś swoją pasją i założyć lokalny babski klub biegowy. Zgłosiło się trochę chętnych i tak ruszyły Gazele i Pumy. Jest to klub raczej kameralny, szczególnie jego stałe grono, ale czasem pojawiają się nowe biegaczki (przy okazji zapraszam wszystkie chętne kobitki - więcej informacji o treningach tutaj: FB Gazele i Pumy).

Biegamy regularnie od 2 lat i co tydzień w środku tygodnia robimy około 8-10 km, a dodatkowo czasem biegamy po lesie w weekendy rano. Daje mi to mega radochę, bo po pierwsze jest to bardzo fajny czas, kiedy można się wyluzować i połączyć sport z babskim plotkowaniem, a po drugie widzę jak dziewczyny robią postępy. W tym roku startowałyśmy razem w Biegu Niepodległości.

Jakbyś miała dać jedną radę matkom, które chciałyby zacząć bieganie, to co by to była za rada?
Wiadomo, że można znaleźć mnóstwo wymówek i przeszkód, ale bieganie to jest serio najłatwiejszy i najtańszy sport do ogarnięcia przy obowiązkach domowych, bo nie wymaga dojazdów do żadnych klubów czy innych obiektów. Można wyjść za próg domu i zacząć biec, a nawet pół godzinki robi swoje.
Na początku zawsze będzie męcząco, ale z czasem oddech się uspokoi, tempo i dystans wzrośnie, a sylwetka zrobi się fajniejsza. No i dzięki bieganiu można poznać świetnych ludzi - tak było u mnie.

Przeczytaj poprzedni wywiad.
Za 2 dni kolejny wywiad!

niedziela, 22 listopada 2015

Sportowe Matki cz. 3 - Ewa

W ciąży, z małymi dziećmi, zapracowane i…zabiegane.
Biegające mamy opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.
Poznajcie sześć matek biegaczek.   Co drugi dzień kolejny wywiad!

Ewa – mama trzyletniego chłopca; razem z mężem prowadzi blog Biegające Walczaki


Biegacie razem z mężem. Kto kogo wciągnął w bieganie? Jak to się zaczęło?
To bardzo trudne pytanie. Mój mąż już wcześniej biegał, nawet brał udział w zawodach, ale jakoś porzucił tę aktywność. Oczywiście namawiał mnie na wspólne treningi, jednak nie miałam nigdy na nie ochoty i wolałam swój fitness.
Przełomem były wakacje 2013 roku. Już od stycznia próbowałam zrzucić nadwagę po ciąży, ćwicząc z Chodakowską i innymi trenerkami. W lipcu przyjechała na wakacje moja bratanica i zajęła mi pokój do ćwiczeń. Pewnego wieczoru zamiast zrobić tzw. dywanówkę, wyszłam pobiegać i już tak zostało. A mąż, widząc jak się wkręcam, odkopał z szafy buty do biegania i zaczął trenować ze mną.

Co uważasz za swój największy biegowy sukces?
To, że w ogóle biegam! Nienawidziłam biegać. Jeszcze w szkole średniej nie potrafiłam przebiec 600 metrów nie zatrzymując się. Inne ćwiczenia proszę bardzo, ale bieganie? Nigdy. I gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że będę wychodzić na trening przy temperaturze -15 st. C w śniegu po kostki wysłałabym go do najbliższego szpitala psychiatrycznego.

Wychodzicie razem z mężem na treningi? Jak udaje Wam się ogarnąć pracę, opiekę nad dzieckiem i jeszcze bieganie?
Czasem się nam udaje. Było łatwiej, gdy mieszkała z nami mama męża. Wtedy nie martwiliśmy się o opiekę nad Młodym. Kładliśmy syna spać i śmigaliśmy razem. Teraz ustawiamy sobie treningi naprzemiennie. Moim zdaniem jak ktoś chce, to znajdzie godzinę dziennie na trening, mimo nawału obowiązków i ciągłej gonitwy.

Wasz syn też się wkręcił w bieganie? W jakich biegach wziął udział?
Tak, Olek bardzo się wkręcił. Nie mamy lepszego kibica! Widząc jak przynosimy medale po biegach, też sam chciał je zdobywać. Jego pierwszy bieg to naprawdę było wyzwanie. Pojechaliśmy na Zimowy Maraton Bieszczadzki do Cisnej. W jego ramach były też biegi dla dzieci. Olek zadebiutował w zimowym biegu górskim na dystansie 70 m.
Drugi bieg był w Pile, w ramach Muzycznej Ćwiartki, gdzie był ostatni, ale też dystans był bardzo duży jak na trzylatka. Przebiegł ze mną 1 km.
I ostatni bieg. Największy sukces – sami w to nie wierzymy i nadal jesteśmy w szoku – był najlepszy z roczników 2012 i młodszych w Biegu Bąbla (100 metrów) podczas imprezy Młodzi Bohaterowie Narodowego w ramach Maratonu Warszawskiego.

Spodziewacie się czwartego członka rodziny. Z przyczyn zdrowotnych nie możesz teraz biegać. Jak to znosisz?
Oj kiepsko. Przed ciążą czytałam wywiady z mamami, bardziej lub mniej profesjonalnymi biegaczkami, o tym jak biegały do 7 miesiąca. I miałam nadzieję na to samo. Niestety, każdy organizm i ciąża jest inna, i ze względu na dziecko nie chcę ryzykować. Pozostaje mi nordic walking, basen i pilates dla ciężarnych przed TV.

Co daje Ci bieganie?
Wolność. Radość. Uśmiech. Szczęście. Relaks. I mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Życie na biegowym haju jest po prostu fajniejsze.

Co jest Twoim biegowym marzeniem?
Biegać jak najdłużej bez kontuzji. I jeszcze coś. Oglądałam film dokumentalny TVP Rzeszów o Biegu Rzeźnika. I w nim występowało małżeństwo, tak na oko po pięćdziesiątce. Biegli razem w tej imprezie po raz 10. Moim cichym marzeniem jest pobiec Rzeźnika z mężem.

Przeczytaj poprzedni wywiad.
Za 2 dni kolejny wywiad!

piątek, 20 listopada 2015

Sportowe Matki cz. 2 - Agnieszka

Poznajcie sześć matek biegaczek, które opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.

Dziś drugi wywiad z cyklu "Sportowe Matki".  Za dwa dni kolejny wywiad!

Agnieszka – mama trójki; prowadzi blog Matka Biega

Jesteś matką trójki dzieci. To chyba jakaś ściema, że znajdujesz jeszcze czas na bieganie. W dodatku bieganie w Twoim wykonaniu to nie jakieś truchciki po parku, a maratony i ultramaratony, które pokonujesz w zatrważającym tempie. Jak znajdujesz czas na trenowanie?
"Zatrważające tempo". Chyba jeszcze nikt tak nie powiedział o moim bieganiu. Ok - wyszłam jakiś czas temu poza truchtanie dookoła domu, rzeczywiście zaczęłam mierzyć się z dystansami, które jeszcze rok, dwa lata temu wydawały mi się niewyobrażalne. Ale wśród biegaczy znajdzie się sporo matek z dziećmi, które są o niebo szybsze ode mnie.
Trójka dzieci stwarza pewne kłopoty logistyczne. Ale przecież nie jestem samotną matką, mój mąż ma również trójkę dzieci! Mam o tyle łatwiej, że aktualnie nie pracuję zawodowo. W okresie, gdy pracowałam, starałam się biegać wcześnie rano, albo truchtać za dzieciakami jadącymi na rowerach do szkoły i przedszkola. Zdarzało mi się wracać biegiem z pracy. No i zawsze zostają wieczory, po ogarnięciu dzieciaków, ustaleniu kto pierwszy wychodzi, bo małżonek również biega.

Co na to wszystko Twoja rodzina? Nie mają Cię za wariatkę?
Moi rodzice jakoś ze spokojem to wszystko przyjmują. Nawet jeśli uważają mnie za wariatkę - nie mówią mi tego. W teściowej mamy duże wsparcie, bo sama wciągnęła się w nordic walking i startuje w różnych zawodach.

Co jest Twoim największym sukcesem biegowym? I czy to było w czasach przedmatczynych, w trakcie czy po?
W czasach przedmatczynych nie biegałam. Znaczy dawno temu w podstawówce, bo chodziłam do klasy sportowej, ale to było po pierwsze ponad 20 lat temu, a po drugie byłam raczej jedną ze słabszych osób w mojej klasie. Pomiędzy kolejnymi dziećmi usiłowałam truchtać, ale tak się jakoś złożyło, że co zaczynałam, to zachodziłam w ciążę. Na serio - w sensie, że wytrwałam, wciągnęłam się i tym razem nie zaciążyłam - za bieganie wzięłam się trzy lata temu. Byłam zmęczona słabą odpornością, ciągłym chorowaniem i antybiotykami. Miałam nadzieję, że bieganie mi pomoże.
Największym sukcesem sportowym jest dla mnie ukończenie Biegu Rzeźnika, w którym razem z Ewą, też zresztą matką, zajęłyśmy trzecie miejsce wśród kobiet. Jakby ktoś, te trzy lata temu, gdy umordowana zapaleniem płuc i dwutygodniowym pobytem w szpitalu ledwo przetruchtałam kilometrowe kółko po parku, powiedział, że stanę na starcie ultramaratonu, pokonam ponad 70 kilometrów i jeszcze stanę na podium - to bym go wysłała do psychiatry.

A co jest Twoim biegowym marzeniem?
Chciałabym, niezależnie do tego czy będę biegać szybciej czy wolniej, czy to będzie bieg na 5 km czy górskie ultra, czerpać z tego radość.

Jakbyś miała dać jedną radę matkom, które chciałyby zacząć bieganie, to co by to była za rada?

Bieganie jest aktywnością, którą najłatwiej przy dzieciach zrealizować. Nie potrzeba żadnych karnetów, nie trzeba jechać na drugi koniec miasta. Można to robić i w dzień, i wieczorem. Gdy jest ciepło i gdy jest chłodniej. W słońcu i w deszczu. W parku, między blokami, po chodniku, pod górkę, z górki, w lesie, w mieście. Z koleżanką i samemu. Z dzieckiem w wózku, za dzieckiem na rowerku, bez dziecka. Z mężem i bez męża. Wystarczy założyć buty. I wyjść.

Przeczytaj poprzedni wywiad.
Za 2 dni kolejny wywiad!

środa, 18 listopada 2015

Sportowe Matki cz.1 - Kasia

Z małymi dziećmi, niektóre w ciąży, zapracowane i…zabiegane.
Biegające mamy opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.
Poznajcie sześć matek biegaczek.  Dziś wywiad z Kasią, a potem pięć kolejnych wywiadów - co drugi dzień!

Kasia – mama dwójki przedszkolaków, prowadzi blog Biegająca Matka 


Jak się zaczęło Twoje bieganie?
Początki biegania miałam dwa. Jeden w 2008 roku, kiedy to jeszcze z narzeczonym postanowiliśmy zacząć biegać i za pierwsze pieniądze zarobione na stażu kupiłam sobie biegowe buty. Było to bieganie nieregularne, w zwykłych dresach a'la Rocky, nie było mowy o startach w jakichkolwiek zawodach, nie było Endomondo i innych cudów na kiju. A potem od 2010 byłam ciągle w ciążach - do stycznia 2013 (w międzyczasie trochę biegałam). I jeszcze w ciąży zapisałam się pierwsze w życiu biegowe zawody. 10 kilometrów 7 tygodni po porodzie. Czyste szaleństwo, które trwa do tej pory.

Na swoim blogu  przyznajesz otwarcie: walczysz z nadwagą. Ale chyba z coraz większymi sukcesami?
Moja waga moją zmorą. Całe życie miałam skłonności do tycia i całe (dorosłe) życie bardzo się pilnowałam z jedzeniem. A w ciążach dałam czadu. "Skoro jestem w ciąży to co sobie będę żałować" -to głupie, wiedziałam to wtedy i wiem to teraz. Po pierwszej ciąży zostało niewiele balastu, za to podczas drugiej dorobiłam się ponad 20 kg gratisu, który nie chciał zejść. Doszły zaburzenia tarczycy i inne choroby metaboliczne związane z gospodarką hormonalną.
Zgubienie ponad 20 kg okazało się wyzwaniem na miarę zdobycia Everestu. Podejść do dietetyków miałam kilka, a może kilka naście. Tak naprawdę do profesjonalisty trafiłam zupełnie niedawno. I powoli, powoli pojawiają się efekty. Po miesiącu, kiedy kilogramy leciały jak szalone, waga stoi i nie chce ruszyć. Ale łapię byka za rogi i nie poddaję się, bo teraz już wiem, że to normalne i trzeba ten okres spokojnie przeczekać.

Udaje się połączyć trening z zajmowaniem się dwójką maluchów?
 Na bieganie zawsze da się wygospodarować czas tak, że nikt nie ucierpi. Biegam przeważnie wieczorami, kiedy wykąpię i położę towarzystwo spać. Kwestia dobrej logistyki. Kiedy biegam, dzieciaki już śpią i właściwie nie ma problemu z połączeniem tego.

Co uważasz za swój największy sukces biegowy?
Sam fakt, że biegam tak długo. Jestem w gorącej wodzie kąpana i obawiałam się, że tak szybko jak zachłysnęłam się bieganiem, tak szybko mi to minie. A to trwa i trwa.

Jakie masz plany biegowe na 2016 rok?
Plany są ambitne. 8 grudnia okaże się czy jedziemy z mężem na majowy Bieg Rzeźnika. Od tego zależy co będzie się działo dalej. Mam plany sięgające 2017 roku i wszystko zależy właśnie od tego, czy zostaniemy wylosowani na Bieg Rzeźnika. Od lat marzy mi się start w Biegu Ultra Granią Tatr, jednak by tego dokonać trzeba zebrać konkretną liczbę punktów w biegach górskich. W 2016 roku zatem będę zbierać punkty, by móc się zakwalifikować na BUGT 2017. Na pewno będę chciała wiosną poprawić życiówki na asfalcie: 10 km i 21 km, i na pewno nie zabraknie mnie w Krynicy na wrześniowym Festiwalu Biegów.

Co byś doradziła matkom, które chciałyby zacząć biegać?

Żeby nie słuchały "dobrych rad" od innych. Żeby metodycznie i spokojnie podeszły do tej aktywności i nie przejmowały się, że na początku ciężko złapać oddech. To minie. I potem będzie fantastycznie. I żeby zaczęły od zakupu stanika do biegania. 

Za 2 dni kolejny wywiad!

wtorek, 17 listopada 2015

Bieg Niepodległości. Pokolenia biegną…

Dwa dni przed biegiem coś łupnęło mi w kręgosłupie i bieg stanął pod znakiem zapytania. Na szczęście organizm ma zdolności samonaprawcze i stawiłam się na linii startu. Ale nie o kręgosłupie chciałam napisać, a o tym, że Bieg Niepodległości był szczególny co najmniej z trzech powodów:

1)    Biegliśmy w trzy pokolenia. Mój tata, Marysia w wózku, no i ja.
To tata zaraził mnie bieganiem. Biegał jeszcze w latach 70-tych, gdy było to w Polsce zupełnie niepopularne, a ludzie na widok biegnącego pukali się w czoło. Kiedyś tacie bieganie szło naprawdę nieźle. Ale nie brał udziału w wielu zawodach, bo po prostu ich praktycznie nie było. Dopiero teraz, może powalczyć o medale. A kto wie, może jak przeskoczy do kategorii M70 to będzie mógł łatwiej wywalczyć jakieś podium?

fot. Kuba

Podejrzewam, że Marysia była najmłodszym uczestnikiem biegu. Co prawda na trasie mijało mnie sporo rodziców z maluchami, ale chyba wszystkie wózki były dla siedzących już dzieci. A Marysi do siedzenia jeszcze daleko. Czy kiedyś moje dziewczyny polubią bieganie i czy pokonają kiedyś 10 kilometrów na własnych nogach?

Dla mnie z kolei była to pierwsza „dycha” po porodzie. Biegło mi się lekko, mimo pchania zwykłego (nie biegowego) wózka. Czas oczywiście daleki od życiówki, ale nie o czas tym razem chodziło. Czy kiedy będę w wieku mojego taty też dam radę przebiec te 10 kilometrów?

fot. Kuba

2)    Listopad, a szczególnie Bieg Niepodległości to dla mnie czas wspomnienia o Staszku. Koledze ze studiów i z biegania. Kiedyś biegliśmy razem na tej trasie. Dla Staszka czas nie zawsze się liczył. Pamiętam, jak kiedyś zającował Kubie biegnąc kilka kroków przed nim i zachęcając do szybszego biegu. Sam pokonałby tę trasę o wiele szybciej.
Teraz na Biegach Niepodległości biega rodzina Staszka; Jego rodzice dzielnie pokonują te 10 kilometrów już od kilku lat. Czas leci. Od kiedy nie ma Staszka urodziły się moje dziewczyny. Pokolenia biegną. A Staszek zawsze zostanie młody.

3)    Bieg Niepodległości to też dla mnie chwila refleksji o historii. Za trzy lata będziemy obchodzić setną rocznicę niepodległości. Niby tak dużo. A jednak to tylko dwa pokolenia temu (mój dziadek urodził się w 1899 roku). Sto lat temu Polski formalnie nie było. Jak będzie za kolejne sto lat? Jak będą wówczas żyły moje prawnuki? W jakim świecie przyjdzie nam wkrótce żyć i co zostawimy naszym dzieciom?



wtorek, 10 listopada 2015

III Noc STO-nogi - czyli nasza czwórka na biegu

Po raz pierwszy stanęliśmy całą czwórką na biegu!

Wzięliśmy udział w biegu nocnym STO-nogi, czyli biegu organizowanym przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe w Milanówku.

Trzeba przyznać, że forma biegu jest bardzo ciekawa i rzadko spotykana:
są trzy godziny i pętla o długości około 1600 metrów. Wygrywa osoba, która przebiegnie najwięcej pętli. Można zrobić jedną pętlę, można robić przerwy. A więc jest to bieg dla każdego.

Przed startem, już z galaretką.  fot. Kuba
Na starcie zjawiliśmy się po raz pierwszy we czwórkę. Byli także nasi znajomi: Ewa, Krystian i Olek (lat 3,5), a także setka innych uczestników. Jak to na takich kameralnych biegach - panowała bardzo miła atmosfera. Na starcie, będącej zarazem metą paliło się solidne ognisko, można było upiec kiełbasę i dostać miskę grochówki. Wiele osób przyniosło własnego wyrobu ciasta i sałatki. My przynieśliśmy galaretki.

I właśnie przez tę galaretkę Zosia nie chciała wystartować. Dorwała kubeczek i jadła. A ciężko biec i jeść! Tak więc pierwsze jakieś 200 metrów pokonała u taty na barana (zrzucając mu na włosy i okulary nieco galaretki). Ale potem już szła sama. Marysia spała w chuście. Przeszliśmy jedną pętlę, podczas gdy wielu biegaczy śmigało już kolejne kółka. Zwycięzca pokonał 22 okrążenia.


My powolutku. Inni już na drugim kółku. fot. Kuba