tag:blogger.com,1999:blog-42577139124870976012024-03-13T11:45:16.412-07:00Sportowa MamaUnknownnoreply@blogger.comBlogger133125tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-40658256373369353282016-08-05T01:08:00.002-07:002016-08-05T12:40:31.351-07:00Relacja z biegu KBL 110 km cz.2<u><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/08/relacja-z-biegu-kbl-110-km-cz1.html"><span style="font-size: x-small;">Pierwsza część relacji tu.</span></a></u><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /><b>
Nie myśl o całym dystansie, a jedynie o najbliższym punkcie. O najbliższym
kilometrze. O tym jednym kroku. Nie planuj. Stań się dzikim zwierzęciem. Po
prostu idź.<br />
Tego nauczyłam się przez lata wędrówek po górach, w zimnych terenach, jadąc przez Tybet na rowerze. Strach
pochłania najwięcej energii. </b><br /><br /><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Osłabiona i
odwodniona skupiam się na dojściu do Przełęczy Wilczej na 61. kilometrze. Tuż
przed punktem spotykam Agnieszkę, co dodaje mi nieco otuchy.<br /><u>
Na punkcie po raz pierwszy siadam. </u>Jestem zmęczona. Ale czuję, że pozbyłam się
wszystkiego co podrażniało żołądek. Wylewam swój izotonik, wywalam żele. Nie
tknę już tego. Piję czystą wodę. Potem trochę coli. Wreszcie zjadam bułkę.
Potem drugą i trzecią. Czuję jak wracają siły.
Na punkcie siedzę może 15 minut. I ruszam. Wiem, że siedzenie w niczym
nie pomoże.<br />
Kolejne kilkanaście kilometrów mija całkiem raźnie. Znów truchtam. Kolejny
punkt to miasto Bardo. Bardo, bardo. Spędziłam trochę czasu w Tybecie. Bardo wcale nie kojarzy mi się z
miastem na Dolnym Śląsku, a stanem między śmiercią a narodzinami. Czy to jakiś
znak? Eee, szkoda energii na myślenie…<br />
<br /><u>
A więc dotrzeć do Bardo. </u>W Bardo dzieciaki pościągały taśmy oznaczające trasę,
więc nieco kluczę zanim docieram do przepaku. To nic, nie ma co się złościć. Przed
samym punktem mijam biegacza, który ostatnio, ponad 20 kilometrów temu, widział
mnie rzygającą i słaniającą się ze
zmęczenia. A teraz mam jakieś nawet tempo. Widzę jego zdziwioną minę. I dopiero
teraz dociera do mnie, że było naprawdę nie najlepiej ze mną. Na punkcie
spotykam Agnieszkę, ale potem ucieka, żeby wykonać wspaniały finisz i na
ostatnich 40 kilometrach wyprzedza mnie o 1,5 godziny! (Brawo Aga).<br />
<br />
A więc mam za sobą ponad 70 kilometrów, ostre przejścia z żołądkiem. Ale czuję
się dobrze. Wiem już, że wolniej lub szybciej – dotrę na metę. Wiem to. A więc
może jednak jakieś odrodzenie. Bardo. <br /><br /><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Mój małżonek
Kuba mówi, że w życiu ludzie się o siebie „zahaczają”. Mają jakieś potrzeby,
kogoś potrzebują i jak spotkają na drodze kogoś, kto odpowie na te ich potrzeby
to przez jakiś czas idą razem. Na biegu jest tak samo. Są tacy, co od początku
nie chcą być sami. Przyłączają się do kogoś, gadają. Przyznam szczerze, że nie
przepadam za rozmowami na biegach. Raz, że to męczy, dwa – rozprasza. <br />
Ale gdy przysypiałam na około 50 kilometrze przyłączyłam się do jakiego
chłopaka. Rozmawialiśmy o dzieciach i jakichś
pierdołach. Opowiadał, że jak był na początku studiów, urodził mu się syn.
Musiał połączyć naukę, pracę i wychowywanie dziecka. I że teraz to on już
wszystko wytrzyma, nawet bieg na 100 km. Gadamy zupełnie jakbyśmy usiedli przy
piwie. Zwykle nie lubię gadać, ale akurat wtedy rozmowa pomogła mi nie zasnąć.
Może i jemu też? A może chciał po prostu pomóc? Potem on został w tyle.
Zahaczyliśmy się.<br /><br />
Pod koniec długi odcinek maszerowałam z innym gościem. W zasadzie to kilka
kilometrów szłam jakieś 200 metrów za nim. Potem szliśmy lub truchtaliśmy
razem, ale prawie się nie odzywaliśmy do siebie, bo na to nie było już siły,
ale jakoś raźniej było. To też było zahaczenie.<br /><br />
W okolicach 85-95 kilometra trasa dłużyła mi się niemiłosiernie. Niby
„końcóweczka”. Ale jednak 20 km przez góry to ciągle 20 km przez góry. Jest
środek dnia, ciepło. Idę, truchtam, idę, truchtam. W górę i w dół, w górę i w
dół. <br />
Na ostatnim odcinku (12 kilometrów) nasza trasa połączyła się z trasą biegu na
68 km, maratonu i półmaratonu. Widząc ludzi w pełni sił, biegnących, ich
energia jakoś i mnie się udzieliła. Poza tym miałam już tego biegu dość. Wiedziałam, że im
szybciej dotrę na metę, tym szybciej odpocznę. Zadzwoniłam do taty, żeby byli z
dziewczynami na mecie. Na koniec zaliczyłam nawet sprint. No dobra, może nie
sprint, ale szybki bieg.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4Z2kZRB6nThrs-mzOCbbPa_JNe4GtY7tAudK_vInZhyn8KJcosdeftIyu-Z9n47LJiHosYZ8njTNBN1OxhTvhMB4Yx_7678bqH-8kb5RPtaEhNLpE6Ytwb0vQY4pnL-ysOVnsslbC0u4/s1600/kbl.jpg" imageanchor="1" style="font-size: medium; line-height: normal; margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4Z2kZRB6nThrs-mzOCbbPa_JNe4GtY7tAudK_vInZhyn8KJcosdeftIyu-Z9n47LJiHosYZ8njTNBN1OxhTvhMB4Yx_7678bqH-8kb5RPtaEhNLpE6Ytwb0vQY4pnL-ysOVnsslbC0u4/s320/kbl.jpg" width="240" /></a><br /><br />I jestem. Koniec! Meta. </span><br />
<br />
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><b>Pokonanie
110 kilometrów zajęło prawie 22 godziny. Tempo słabiusie. Na mecie byłam na 168.
miejscu. Ponad 9,5 godziny za zwycięzcą i 7 godzin po pierwszej kobiecie. Za mną dobiegło już tylko 16 osób. Plus 19
osób, które nie dotarły na metę. </b><br />
Ale cieszę się, że nie dołączyłam do tej dziewiętnastki. I jednak pokonanie 100
km, choćby powoli, to jednak pokonanie 100 km.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Złoszczę się
na siebie za ten izotonik. Niby wiem, że trzeba mieć wszystko przetestowane. A
jednak po prostu olałam przygotowanie. (O tym jak się odwodniłam może świadczyć
choćby fakt, że podczas tych 22 godzin tylko raz się wysikałam i to na początku
biegu. A potem przez całą noc i dzień, do wieczora – zupełnie nic). Ale nie będę
jęczeć, że gdyby nie to, to na pewno byłam pierwsza na mecie (haha). Dostałam po nosie
i już. <br />
<br />
Jak jechałam na start autokarem, jeden z „mięśniaków” powiedział: <span style="color: purple;">„<b>jak nie
będzie cierpienia to nie będzie co wspominać</b>”. </span><br /><br /><o:p></o:p></span></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4_g9gmXNyRS1v08X37_eAHanjvAamcQAZ4FZUzQg4Eru-PQNZXyQNsAah_5yJKap_0ajdTkrX45fyHdV3cVQG3hrPF7-r3vrU6LAzxCTfWqf6I1uw-7VPsy2grkB2qhqjiwhRPcJ36kY/s1600/matkakarmiaca.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4_g9gmXNyRS1v08X37_eAHanjvAamcQAZ4FZUzQg4Eru-PQNZXyQNsAah_5yJKap_0ajdTkrX45fyHdV3cVQG3hrPF7-r3vrU6LAzxCTfWqf6I1uw-7VPsy2grkB2qhqjiwhRPcJ36kY/s320/matkakarmiaca.jpg" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zaraz za metą - karmienie :)</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">PS. Nie
myślcie sobie, że jak dotarłam do mety to mogłam sobie poodpoczywać. O nie! Najpierw
trzeba było nakarmić, wykąpać i położyć spać dziewczyny...<br />
PS2. Mój stan po biegu był o wiele lepszy niż po Rzeźniku (wtedy było o wiele
większe tempo, ale i zakwasy spore. A teraz – trochę pęcherzy, ale ogólnie
dobrze.</span><br />
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"></span><span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-44482920723234247332016-08-04T00:25:00.000-07:002016-08-04T00:53:29.958-07:00Relacja z biegu KBL 110 km cz.1<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Bieg KBL (od
Kudowa-Bardo-Lądek Zdrój) odbył się w
ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich.<br />
<b><br />
Dlaczego wzięłam w nim udział?</b><br />
Trochę dlatego, że marzy mi się Bieg
Granią Tatr, a potrzebne były mi punkty, i na tym właśnie biegu mogłam je dość
łatwo zdobyć. Poza tym kręciło mnie pokonanie ponad 100 kilometrów.<br />
<br /><b>
Czy byłam przygotowana?</b><br /><u>
Totalnie nie.</u> Najdłuższym dystansem pokonanym <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/09/marysia.html">po urodzeniu Marysi </a>(niecałe 11
miesięcy temu) był półmaraton. Biegi powyżej 10 km pewnie mogłabym zliczyć na
palcach dwóch dłoni. Większość biegów w tym roku pokonałam z wózkiem typu
gondolka. Nie miałam żadnego planu treningowego. Nawet na blogu nie
wspominałam, że mam plan wziąć udział w KBL, bo było mi trochę głupio.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><b>Jak to było?</b><br />
Do Lądka przyjechałam 5 dni przed biegiem, razem z córkami i z rodzicami,
którzy mieli zająć się dziewczynami podczas mojej nieobecności. Na wyjazd
pakowałam się w pośpiechu, bo wcześniej byłam z dziewczynami na innym
wyjeździe. W dodatku pakowanie się odbywało się w nocy, gdy dzieciaki spały
(małżonek akurat szedł Główny Szlak Beskidzki). W związku z tym nie
zorganizowałam sobie swojego izotoniku. Nie mogłam również znaleźć czołówki.
Już w Lądku kupiłam nieznany mi izotonik (mojego nie było). A czołówkę
pożyczyłam od znajomych.<br />
<br /><b>
Na starcie</b><br />
Wystartowaliśmy o godz. 20:00. Ale wcześniej, o 17:00 był wyjazd z Lądka do
Kudowy. Przed samym wyjściem (jak zwykle) przede wszystkim chciałam dopilnować
czy rodzice wiedzą gdzie są pieluchy, gdzie ulubiona książeczka Zosi i tego
typu matczyne zmartwienia. Na szczęście wszystkie swoje rzeczy wzięłam i
ruszyłam do autokarów. <br />I już tam – pierwszy stres: umięśnieni kolesie z mega
wypasionym sprzętem, w koszulkach z mega startów na ileśtam (bardzo dużo)
kilometrów. A ja - w spodenkach z decathlonu, butach na asfalt i w koszulce
(tylko!) z maratonu. W dodatku mama dała mi na drogę bułki w siatce z
Biedronki. <u>No i tak szwendałam się z reklamówką z Biedry łypiąc na zwartych i
gotowych mięśniaków. </u><br />
Czy dam radę? Tego nie byłam pewna. Niby dwa lata temu <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2014/06/bieg-rzeznika-relacja.html">przebiegłam Rzeźnika (ok80 km)</a> i <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2014/10/tralala-ultraemkowyna-70-kilosow-przez.html">Łemkowynę (ok. 70 km)</a>. No ale to było dziecko temu.<br />
Na szczęście spotkałam Agnieszkę, dzięki temu jakoś przestałam się stresować.
Starałam się tylko jeszcze przed startem jak najbardziej nawodnić i <u>popijałam
izotonik.</u><br />
<br /><b>
Łatwy początek</b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Zaczęło się
łatwo, mimo, że sporo pod górę. Musiałam się hamować, żeby </span><span style="font-size: 16px; line-height: 18.4px;">zanadto </span><span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;">nie pędzić .
Podejście do schroniska Pasterka, a zaraz potem na Szczeliniec poszło mi bardzo
lekko i zaczęłam pierwsze punkty kontrolne z dużym zapasem czasu. Napawałam się
widokiem wielkiego, żółtego księżyca. Bieg przez Góry Stołowe był świetną
zabawą pomiędzy skałami. Na tych pierwszych punktach nie byłam głodna i (poza
swoimi żelami) zjadłam tylko kilka kawałków arbuzów i napiłam się trochę coli. </span><br />
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><b>Coraz
gorzej…</b><br />
I po tych łatwych mniej więcej 20 kilometrach wszystko zaczęło się kaszanić.
Zaczął mnie boleć żołądek. Czułam jak izotonik i żele stworzyły <u>wybuchową
mieszankę</u>. Tempo spadło. Ale jakoś starałam się maszerować. <br />
Od dawna było już ciemno. Pożyczona czołówka nie dawała się zbyt dobrze
dopasować do mojej głowy i latała w gorę i w dół. Ostry ból żołądka plus majtająca
się latarka spowodowały piękne glebnięcie się. „No ładnie się przygotowałaś,
mamuśka” – pomyślałam. Każdy szczegół jest ważny i każde niedociągnięcie może
być katastrofalne w skutkach. Na szczęście upadek nie był groźny. Zryłam sobie
tylko skórę na jednym kolanie. <br />
Czołówka i upadek to było jednak preludium kryzysu…<br />
<br /><b>
Kryzys jakiego nie miałam…</b><br />
Środek nocy. Dotarłam do punktu w Ścinawce. Ostatnie 20 km przebiegłam bez
jedzenia. Prawie bez picia. Zobaczywszy jednak jedzenie naszły mnie jeszcze
większe mdłości. <u>I w końcu znów nic nie zjadłam</u>. W dodatku na punkcie były
banany pokrojone na małe kawałki i arbuzy i nie bardzo dało się cokolwiek zabrać
na później. Wypiłam trzy kubki herbaty z nadzieją, że kłopoty żołądkowe jakoś miną.
Nie chcąc tracić czasu, ruszyłam dalej. <o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Ale szło mi
wolno i coraz bardziej czułam ucisk w górnej części brzucha. Starałam się jakoś
przeć do przodu i nie zwymiotować. Bałam się odwodnienia.<br />
<br />
Ale przy stromym zbiegu<u> to, co miałam w żołądku zostało totalnie zszejkowane</u> i
zaczęłam najnormalniej w świecie rzygać na lewo i prawo. Trwało to ładnych
kilka kilometrów – trochę biegłam, trochę rzygałam. <br />
<br />
Zrobiło się już jasno, dzięki czemu nieco łatwiej się było poruszać. Już tylko
szłam. Na bieg nie było siły. W dodatku raz na jakiś czas stawałam i sapałam.
Oczy zaczęły mi się kleić i musiałam klepać się po policzkach, żeby nie zasnąć.
„Czyżby aż tak senność mnie zmogła?” – zastanawiałam się. Nie. Raczej to
odwodnienie i wycieńczenie. <u>Nie piłam nic poza 3 kubkami herbaty i kilkoma
łykami wody przez jakieś 6 czy 7 godzin..</u>.<o:p></o:p></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-74218718864590525042016-05-27T23:06:00.001-07:002016-05-27T23:23:09.643-07:00Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie...<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">...Jako smakujesz, aż się zepsujesz.</span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Zosia, nasza starsza córka, ma trzy lata. Biega, skacze, czasem się przewraca. Ostatnio ma więcej siniaków na nogach. Więcej się przewraca czy coś jest nie tak? Poza siniakami wszystko jest w jak najlepszym porządku. </span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Na wszelki wypadek zapisujemy się do lekarza. I</span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">dziemy. Morfologia. </span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Są wyniki. Dzwonią z przychodni, żeby lecieć do szpitala. Jest bezpośrednie zagrożenie życia.</span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Zosia ma 4 tysiące trombocytów (płytek krwi). Powinno być ich co najmniej 150 tysięcy. Przy takim poziomie może dojść do samoistnego krwotoku. </span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Jedziemy. Szpital. Kroplówka na podniesienie płytek.<br /></span><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVy7eqQITSqxwJ0T_02fCnePx8mhDC4FRnAed_42JPBVkGsXb_lTfaRR0Ie8S2TlVmfQfn3y1l0USa056DBKSh54ahtXByJumW7nxiU2QYVhlGOiwFy376f1zfbau7G901K0oBlJl2tKk/s1600/szpital2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVy7eqQITSqxwJ0T_02fCnePx8mhDC4FRnAed_42JPBVkGsXb_lTfaRR0Ie8S2TlVmfQfn3y1l0USa056DBKSh54ahtXByJumW7nxiU2QYVhlGOiwFy376f1zfbau7G901K0oBlJl2tKk/s320/szpital2.jpg" width="320" /></a><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Nowy szpital przy ul. Banacha jest czyściutki. Mamy pokój dla siebie. Jest prysznic, łóżko dla rodzica. Z Zosia zostaje na noc Kuba. A ja w nocy jadę z Marysia do domu. W ciągu dnia </span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Lekarze są mili, wszystko tłumaczą. Mają podejście do dzieci. Wenflon? Jaki wenflon? To taki motylek, który musi dużo pić. </span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Tłumaczymy Zosi, że to będzie taka fajna, wakacyjna przygoda. Znosi wszystko dzielnie. Tym bardziej, że co chwila ktoś ją odwiedza.<br /><br />Zosi wyniki krwi mogą świadczyć o groźnych chorobach. Staramy się nie zaglądać za bardzo do internetu, czytanie o tym wszystkim bardzo nas stresuje. Na noce wracam z Marysią do domu. Gdy zasypia, sprzątam do późnej nocy. Lepiej nie myśleć zbyt wiele.<br /><br />Na szczęście dokładniejsze badania wykluczają to, czego się obawiamy. Najprawdopodobniej spadek płytek związany był z infekcją. Po kilku dniach możemy jechać do domu. Mamy nadzieję, że to była jednorazowa "akcja". Zosia miło wspomina swoją "wakacyjną przygodę" czyli szpital.</span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;"><br /></span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Nie wiem czy może być coś gorszego niż choroba dziecka. Te kilka dni dały mi do myślenia. Nie ważne czy jesteś mocnym biegaczem, czy zdrowiutkim trzylatkiem - nigdy nie wiadomo jakie licho czyha za rogiem. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;"><br /></span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;">Dlatego, drogie ludziska, nie przejmujmy się pierdołami, dbajmy o bliskich, nie traktujmy planów zbyt poważnie i badajmy się raz na jakiś czas.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyIBMY-iVC8aIclXuaTNylkDUi9ccfT8kKKnv8WLEJ-Ivuihj1TV-UbBeJWuG6G8zpRjgj3hiEvv5t3i66ocz2B1O_Zy3aUPD8gUkAdsa-ur2XqNSj63_SDbNCFGKuzuhxqkNlLhZcDaE/s1600/szpital.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyIBMY-iVC8aIclXuaTNylkDUi9ccfT8kKKnv8WLEJ-Ivuihj1TV-UbBeJWuG6G8zpRjgj3hiEvv5t3i66ocz2B1O_Zy3aUPD8gUkAdsa-ur2XqNSj63_SDbNCFGKuzuhxqkNlLhZcDaE/s320/szpital.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Rysunek dziecka w Szpitalu Pediatrycznym UW</td></tr>
</tbody></table>
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;"><br /></span>
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;"></span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 12.8px;"><br /></span>Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-90833269084897864892016-05-10T04:35:00.000-07:002016-05-10T04:41:00.106-07:00Relaktacja - powrót do karmienia jest możliwyTekst nie jest o sporcie, ale o macierzyństwie też tu czasem coś piszę. A ponieważ nie znalazłam zbyt wiele informacji na temat relaktacji, postanowiłam opowiedzieć swoją historię.<br />
<br />
<i>Ale najpierw - mały wstęp:</i><br />
MATKI KARMIĄCE - DRWIĄCE!<br />
<div class="MsoNormal">
Nie mogę wyjść ze zdziwienia gdy czasami przeglądam fora internetowe dla matek, w tym matek
karmiących. Matek z małymi dziećmi, które zdawałoby się, powinny być czułe i
delikatne. Tymczasem poziom nietolerancji jest nieraz ogromny. Kłótnie bardzo
często dotyczą karmienia dzieci.<br />
Matki, które z jakichś przyczyn karmią od porodu lub od wczesnych tygodni
mlekiem modyfikowanym, krytykowane są przez te karmiące piersią. Że złe matki,
że to sztuczne mleko to złe, wręcz trucizna. Te karmiące piersią, zwłaszcza karmiące
wiele miesięcy czy lat, są wyśmiewane, że niepotrzebnie się uwiązują i
wychowują nieporadne dzieci.<br />
<br />
Kiedyś natrafiłam na jakimś forum na zapytanie młodej matki: „jak odstawić
6-miesięczne niemowlę od piersi?”. O
jejuśku jaki jad się zaczął sączyć! „Jak można rezygnować tak wcześnie z
karmienia?”, „co z Ciebie za matka!” i takie tam. Najlepsze jest to, że te
komentarze pojawiały się jeszcze przez dwa lata, a dziecko, którym była mowa,
pewnie już dawno wcinało surówki, naleśniki czy inne schabowe.<br />
Daleka jestem od krytykowania którejkolwiek ze stron. O matuśku, po prostu, różne są matki, różne sytuacje życiowe i tyle. Tak jak już wspomniałam, piszę, bo może ta historia pozwoli komuś zdecydować się na kontynuowanie karmienia po przerwie.<br />
<br />
<i>No to teraz:</i><br />
CZY MOŻNA PRZERWAĆ KARMIENIE? JAK TO U MNIE BYŁO...<o:p></o:p></div>
<br />
Wielokrotnie słyszałam historie o matkach, które kończyły karmić piersią ze względu na wyjazd, przyjmowanie leków, pobyt w szpitalu itd. Zastanawiałam się czy po przerwie da się wrócić do karmienia.<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhACpnB7Adzf3ORbozTve2j8GoCnEwl0okC9-EEISs8nW5UCT1-voOG89m2NpUgbEmob8L2vwIQQgcEnJvKd4SDjlEWaNJhmPLYfpUi8e-rWvjnpaQU3n9W-xka9ADvOwqhRnR2HrqCrPI/s1600/relaktacja.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhACpnB7Adzf3ORbozTve2j8GoCnEwl0okC9-EEISs8nW5UCT1-voOG89m2NpUgbEmob8L2vwIQQgcEnJvKd4SDjlEWaNJhmPLYfpUi8e-rWvjnpaQU3n9W-xka9ADvOwqhRnR2HrqCrPI/s320/relaktacja.jpg" width="240" /></a><br />
<br />
Przez pierwsze ok. 5,5 miesiąca karmiłam Marysię tylko piersią. Potem zaczęłam dodawać przeciery warzywne, owocowe i kaszki. Mała nie używała nigdy smoczka ani nie piła z butelki ze smoczkiem - nie lubiła tego. Od razu nauczyła się pić z kubka "niekapka" i jeść łyżeczką. <br />
<a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team.html" target="_blank">Gdy miała 7 miesięcy wyjechałam na Spitsbergen. </a>Ostatni raz nakarmiłam ją kilka dni przed wyjazdem.<br />
Nie karmiłam jej ponad 3 tygodnie, a w czasie wyjazdu nie miałam możliwości odciągania mleka (laktator rozpadłby się na mrozie :) ).<br />
<br />
Po powrocie nie miałam w ogóle mleka. Instynkt podpowiadał mi jednak, że Marysia jest jeszcze za mała na całkowite zaprzestanie karmienia. Zarówno ze względu na sam pokarm jak i na bliskość ze mną.<br />
Z początku mała nie była zainteresowana ssaniem. Ale delikatnie próbowałam ją do tego zachęcać. Po trzech dniach jakby przypomniała sobie o piersiach i chociaż praktycznie nic nie leciało zaczęła ssać. W ten sposób po kolejnych dwóch dniach znów miałam mleko.<br />
<br />
Nie jestem lekarzem. Ale na "babski rozum" można powiedzieć, że im krótsza przerwa i im więcej w czasie przerwy się odciągało mleka - tym łatwiej wrócić do karmienia.<br />
Prawdopodobnie też, im mniejsze dziecko, tym ma silniejszy instynkt ssania. Raczej nie wrócimy do karmienia pięciolatka, bo będzie wolał nowego tableta niż biust mamusi. Jednak przy małym dziecku, jak widać na moim przykładzie - DA SIĘ.<br />
<br />
<b>Powodzenia!</b><br />
Trochę (ale bardzo ogólnie) można przeczytać tu:<br />
<a href="http://www.mjakmama24.pl/niemowle/dieta-niemowlaka/relaktacja-czy-mozna-przywrocic-laktacje-po-przerwie,556_4571.html" target="_blank">sosrodzice.pl</a><br />
<a href="http://www.mjakmama24.pl/niemowle/dieta-niemowlaka/relaktacja-czy-mozna-przywrocic-laktacje-po-przerwie,556_4571.html">mjakmama24.pl</a>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-25298281435074582882016-05-10T04:21:00.003-07:002016-05-10T04:24:12.924-07:00Ekiden - gdy najważniejsza jest drużynaEkiden - czyli wspólne, sztafetowe przebiegnięcie maratonu. A jak pobiec w drużynie to najfajniej w biegające matki!<br />
I tak pobiegłyśmy: Emilia, Ewa, Ania, Ania, Agnieszka i ja. Sześć matek. Łącznie mamy prawie 13 dzieci. Prawie, bo Agnieszka ma jedno w drodze. I zdecydowanie była bohaterką dnia! Przebiegła 5 kilometrów w 28 minut, wyprzedzając osoby zdecydowanie nie ciężarne. Każda z nas pobiegła na miarę swoich możliwości i w sumie wykręciłyśmy 3:50, czyli całkiem niezły czas.<br />
<br />
Ale nie czas był tu najważniejszy. Tylko dopingowanie sobie nawzajem, duch drużyny. <br />
Ducha wspólnoty okazała też Aneta, która nie mogła z nami pobiec, ale wyszydełkowała dla nas kolorowe opaski na głowę.<br />
<br />
I co najważniejsze, nie pobiegłyśmy tylko dla siebie. Wsparłyśmy Komitet Ochrony Praw Dziecka.<br />
<div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiphTc0zsTOPMtpCeNR896tzhQ-r_Ng_d9Z-sCdLPhKTWMmogKsI-6lSHT56ClXlU1MiiFukf7rOkdzbe1T2Z1wsaNfRjwc7peYuCFluZwLpxPAliOqchA3aedcoN_4CVbRoUkumUR8QPw/s1600/ekiden1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiphTc0zsTOPMtpCeNR896tzhQ-r_Ng_d9Z-sCdLPhKTWMmogKsI-6lSHT56ClXlU1MiiFukf7rOkdzbe1T2Z1wsaNfRjwc7peYuCFluZwLpxPAliOqchA3aedcoN_4CVbRoUkumUR8QPw/s320/ekiden1.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Męczyłam, męczyłam, w końcu zmęczyłam moją dychę. fot. Ania Sz.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3Bdg11ZhGxLBG7QHfgtGni_SwXTjInASrfGR2RjX-EF9jS2LpotHXzFcxbRBqT3n21AfJ6qFqGJl8BswOK_sTzJEmB4IppetsA5fBJI0BQ_h53ogSZVtyR9L7DGngxifbKqsyKiZd8xE/s1600/ekiden7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3Bdg11ZhGxLBG7QHfgtGni_SwXTjInASrfGR2RjX-EF9jS2LpotHXzFcxbRBqT3n21AfJ6qFqGJl8BswOK_sTzJEmB4IppetsA5fBJI0BQ_h53ogSZVtyR9L7DGngxifbKqsyKiZd8xE/s320/ekiden7.jpg" width="180" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Agnieszka daje czadu!!! fot. Emilia P.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7TDSvvhACzvS5dI093bwMutnFAyxZBWHML6Mgw2d-WgaZ9hu6utk9GFu0xvv1iCRMwqLChbE3LHDHRoo-XVqQeT4KIo25PjLBdmp5CgJXLemOwQFhzvmaAyH4_Wjh7ka6bTb-ylK7yng/s1600/ekiden3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7TDSvvhACzvS5dI093bwMutnFAyxZBWHML6Mgw2d-WgaZ9hu6utk9GFu0xvv1iCRMwqLChbE3LHDHRoo-XVqQeT4KIo25PjLBdmp5CgJXLemOwQFhzvmaAyH4_Wjh7ka6bTb-ylK7yng/s320/ekiden3.jpg" width="192" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Każdy dał od siebie kawałek :) fot. Ania Sz.</td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpFhQEv-WAHOFQagTPw3vewPn9eOpypSpFURh9UbhN5NtaZ7zMRBv-uLjWCluuiiVq98a1mevCqW0NM59ge70FVR6sCWD_mncblyACjVmLnzHoKX6t4WOAb6R3xYl4IhZyHbolYbifXww/s1600/ekiden4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpFhQEv-WAHOFQagTPw3vewPn9eOpypSpFURh9UbhN5NtaZ7zMRBv-uLjWCluuiiVq98a1mevCqW0NM59ge70FVR6sCWD_mncblyACjVmLnzHoKX6t4WOAb6R3xYl4IhZyHbolYbifXww/s320/ekiden4.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Matkowy Tim w komplecie. Mamy łącznie prawie 13 dzieci :) fot. Ewa S. </td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMLSaXEDtZAuFln2GxBuh9QCCLN9cCkSbyqByUSPu7M71YUqMricmFh-cvMuDw3k25U6T_FbzZv-XHRmiKsoQS62Aujnm3Po-cU6UDGlmn8CFoIuM5xVZljJVHkzEYq7h5eOyC_iCF8MI/s1600/ekiden5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMLSaXEDtZAuFln2GxBuh9QCCLN9cCkSbyqByUSPu7M71YUqMricmFh-cvMuDw3k25U6T_FbzZv-XHRmiKsoQS62Aujnm3Po-cU6UDGlmn8CFoIuM5xVZljJVHkzEYq7h5eOyC_iCF8MI/s320/ekiden5.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ech, mamuśki, mamuśki <span style="background-color: white; font-family: "arial" , "sans" , sans-serif; font-size: 13px; line-height: 13px; white-space: pre-wrap;">fot. Ewa S. </span></td></tr>
</tbody></table>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY8ZMN0aeruAN5wopZN7khG9WBNSW4Cj-4tN1hLlrXuVVulVi7pwoOKaaLE31dTb5dOJbTdu-6puj4kgxkt1T6zk0JAFxjCIlXrGrC0M0okShDV46qcyZ6RRHYurpinDCVVsMR5mMuUwI/s1600/ekiden8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY8ZMN0aeruAN5wopZN7khG9WBNSW4Cj-4tN1hLlrXuVVulVi7pwoOKaaLE31dTb5dOJbTdu-6puj4kgxkt1T6zk0JAFxjCIlXrGrC0M0okShDV46qcyZ6RRHYurpinDCVVsMR5mMuUwI/s320/ekiden8.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wsparłyśmy Komitet Ochrony Praw Dziecka. </td></tr>
</tbody></table>
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-75597085461670494442016-05-09T04:51:00.003-07:002016-05-09T04:59:00.780-07:00Wyjazd na Spitsbergen POLAR TEAM - relacja cz. 5 (podsumowanie)<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px; margin-bottom: 6px;">
Ola Hołda-Michalska i ja (czyli Asia Mostowska) przeszłyśmy w tzw. stylu klasycznym, czyli na nartach, z pulką, w ciągu 12 wspaniałych dni około 280 km. Wszystkie 11 nocy spędziłyśmy pod namiotem.</div>
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px;">
Pogodę miałyśmy dobrą. Zobaczyłyśmy Wschodnie Wybrzeże - Agardhbuktę - Królestwo Niedźwiedzi Polarnych, spowite stalowymi chmurami Van Mijenfjord i górniczą Sveagruvę, pełną r<span class="text_exposed_show" style="display: inline;">eniferów Reindalen, skąpaną w blasku słońca Grøndalen oraz przepiękny Grønfjord. Pomachałyśmy Leninowi w rosyjskim Barentsburgu. Na deser Pani Arktyka zaserwowała nam zapierający dech w piersiach spacer wzdłuż Isfjordu oraz wyciskające z nas ósme poty podejście pod Longyearbreena.<br />Zepsułyśmy: 2 kuchenki, jedno wiązanie do narty, jedną uprząż , jednego buta ... oraz trochę siebie: obtarta stopa, śnieżna ślepota, naderwany musculus soleus oraz drobne rany cięte, tłuczone i mrożone.<br />Ponadto raz weszłyśmy w złą dolinę, przez co straciłyśmy pół dnia, a także pulka wpadła nam do głębokiego wąwozu i wyglądało na to, że już po pulce i sztucerze ... albo po nas.</span></div>
<div class="text_exposed_show" style="background-color: white; color: #141823; display: inline; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<div style="margin-bottom: 6px;">
Pomimo drobnych kłopotów zaplanowaną trasę zrealizowałyśmy w prawie 90 %. <span style="line-height: 19.32px;">Co najważniejsze - miałyśmy ogromną frajdę z łażenia po Spitsbergenie. I uważamy wypad za bardzo udany.</span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWaVE_efjxh0-Bh9c-rig6wrpRK3Xx0Q8BoXUnZjhLYT8Y32YTyIrUtO0eFjk8dJ3rHpjXBAtq39BPkhKAABjfTGAo_UR3bAlLb4gyMW884ADEuu_EPeHoCDadWkqMVzEtVmTxa27C4Pc/s1600/mapa.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="507" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWaVE_efjxh0-Bh9c-rig6wrpRK3Xx0Q8BoXUnZjhLYT8Y32YTyIrUtO0eFjk8dJ3rHpjXBAtq39BPkhKAABjfTGAo_UR3bAlLb4gyMW884ADEuu_EPeHoCDadWkqMVzEtVmTxa27C4Pc/s640/mapa.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #141823; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">Na mapie: zrealizowana trasa. Oprac.: Ola Hołda-Michalska<br /></span><br />
<div style="color: #141823; font-size: 14px; line-height: 19.32px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px; text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 19.32px;">Dziękuję wszystkim, którzy pomagali w przygotowaniach i </span>wszystkim, którzy trzymali kciuki:</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Dziękuję mężowi - Kubie - za wsparcie i wiarę we mnie. </div>
</div>
<div style="color: #141823; font-size: 14px; line-height: 19.32px; margin-bottom: 6px; margin-top: 6px; text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
Dziękuję teściom za pomoc w opiece nad dziewczynami.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli w przygotowaniach (M.in. Ewa - dzięki za tłumaczenia, Zbyszek - dzięki za szycie, Borys - dzięki za pomoc z GISem,, Norbert - dzięki za ogródek i porady, Agata - dzięki za batoniki).).</div>
<div style="text-align: left;">
Dziękuję Magdzie i Oyvindowi za przemiłe spotkanie w Oslo podczas przypadkowego postoju (odwołany lot).</div>
<div style="text-align: left;">
Dziękuję oczywiście Oli za wspaniałą przygodę oraz jej mężowi za pomoc w przygotowaniach i wskazówki podczas wyjazdu.<br /><br />PS. Gdy weszłyśmy do chaty w Longyearbyen nie mogłyśmy wytrzymać ciepła. Musiałyśmy otworzyć okna. To się akurat przy okazji mocno przydało, gdy zdjęłyśmy buty.<br />Miałyśmy jeszcze jeden dzień w Longyear, który poświęciłyśmy na załatwienie formalności, kupowanie pamiątek i oczywiście jedzenie. Jakby mało było zimna - Ola kupiła sobie wielką porcję lodów.<br />Moje pulki zaliczyły jeszcze jedną przygodę - w drodze powrotnej zamiast do Warszawy poleciały do Wiednia. Też na "W".<br /></div>
</div>
</td></tr>
</tbody></table>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-56022130853339086442016-05-09T04:38:00.002-07:002016-05-09T04:53:12.259-07:00Wyjazd na Spitsbergen POLAR TEAM - relacja cz. 4 (DNI 7-12)<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<span style="line-height: 18px;"><b style="line-height: 19.32px;">RELACJA WYJAZDU NA SPITSBERGEN DNI 7-12</b></span><br />
<span style="line-height: 18px;"><b><br /></b></span>
<span style="line-height: 18px;"><b>Siódmy dzień (8 kwietnia)</b><br />Po męczącym, <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team_9.html" target="_blank">wczorajszym dniu</a>, trzeba znaleźć nieco motywacji, by wstać o 5 rano. Udaje się. Zwijamy obóz i schodzimy z lodowca Slakbreen. Schodzimy do Reindalen. Czyli doliny reniferowej. Znów jest nieco cieplej. Niebo pokryło się warstwą chmur. Światło dziwnie się rozprasza. Nie ma cieni, nie widać ukształtowania terenu. Wszystko wokół jest białe.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3pen9iY_3slfuLBpuGNtXLUpJLA0A0_PJRDZA8oioHtsafnYQohqSmLR6Ve2MPdM0BNU-DyDmtMOz2troJ2aPy8xvT15dm20g-X8vlcm3K5uyXSLY2s1ZK-x3ClF4zmYsTpSpjpk42yo/s1600/renifery.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="196" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3pen9iY_3slfuLBpuGNtXLUpJLA0A0_PJRDZA8oioHtsafnYQohqSmLR6Ve2MPdM0BNU-DyDmtMOz2troJ2aPy8xvT15dm20g-X8vlcm3K5uyXSLY2s1ZK-x3ClF4zmYsTpSpjpk42yo/s320/renifery.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="line-height: 18px;"><br />Skoro dolina reniferowa to są renifery. Widziałyśmy sporo stadek reniferów już wcześniej. Ale tu faktycznie jest ich mnóstwo. W dodatku podchodzą całkiem blisko. Są sporo mniejsze niż te, które widziałam w Skandynawii. Mają bardzo grube futro i z daleka wyglądają trochę jak świnie - cztery chude nóżki i na nich wielki tułów. Po zimie renifery nie są grube, ale sierść jest długa i puszysta, przez co wyglądają jak pluszaki.<br />Z ogromną radością obserwujemy hasające stadka. I idziemy w bieli.</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br />Około południa zaczyna boleć mnie głowa. Na początku wydaje mi się, że to może ze zmęczenia. W końcu wczoraj wykonałyśmy niezłą robotę.<br />Zakładam gogle, bo słońce, choć nie widać go zza chmur, coraz bardziej mnie razi.<br /><br />Po południu widzimy na horyzoncie postać. Gdy się zbliża widzimy, że to kobieta na nartach z psem, który ciągnie ją na sznurku. Chwilę rozmawiamy. Dziewczyna zajmuje się naukowo reniferami. Wyłapuje je, bada, wypuszcza. A w wolnej chwili biega na nartach z psem. Fajne życie.<br />To była jedyna osoba na nartach jaką spotkałyśmy przez cały wyjazd.<br /><br />Przed nami roztacza się widok na fiord Van Mijen. Byłam tu 7 lat temu z Kubą. Ale teraz skręcamy w Semmeldalen. Naszym celem jest teraz dojście do Barentsburga. Już ponad połowę drogi mamy za sobą. I to tę trudniejszą.<br /><br />Wieczorem jak zwykle gotujemy. Nasza druga kuchenka zatyka się. Korzystamy z trzeciej, ostatniej. To trochę niepokojące...</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /><b>Ósmy dzień (9 kwietnia)</b></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="line-height: 18px;">Rano - czuję koszmarny ból oczu. Cholera! Wczoraj pewnie nabawiłam się ślepoty śnieżnej. Oczy łzawią. Przy mruganiu - ból. Przy zamkniętych oczach - ból. Przy otwartych - ból.<br />Dzwonię przez telefon satelitarny do Kuby. Mówię, żeby przeczytał w internecie o ślepocie. Dzwonię znów po 15 czy 20 minutach. Kuba już przeczytał co nieco. Mówi, żeby przeczekać dzień, żeby odciąć się od światła, siedzieć w ciemności. Nic szczególnego nie pomoże. Powinno przejść po trzech dobach.<br /><br />Decyduję nie czekać. Nic nam to nie da. Boli bez względu na to czy idę czy leżę. Zaklejam gogle srebrną taśmą. Zostawiam tylko mały otwór, żeby coś widzieć prawym okiem (lewe boli bardziej). Ola prowadzi, a ja tylko wypatruję jej pulek.<br /><br />Ból męczy. Idziemy wolno, ale jestem wykończona. Ból potworny. Więc łykam przeciwbólowy ketonal. Ale ból nie ustępuje. Tylko robię się strasznie śpiąca. Potykam się, pulki się wywracają, bo nie widzę ukształtowania terenu. </span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOlHJc37UNKbJNGO7Bz71drlWTaNUYHk9aw3hlKQeTtceTt8SB8tkc44le3OhbYEcxDYOJzFat_fPF-3-6LiO7NXLvQ9DQ4sXJMmrvaJDlW__domcZMcq0hP_Uobq3IYw4FrPwiYcxFgM/s1600/%25C5%259Blepota.jpg" imageanchor="1" style="line-height: 19.32px; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="208" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOlHJc37UNKbJNGO7Bz71drlWTaNUYHk9aw3hlKQeTtceTt8SB8tkc44le3OhbYEcxDYOJzFat_fPF-3-6LiO7NXLvQ9DQ4sXJMmrvaJDlW__domcZMcq0hP_Uobq3IYw4FrPwiYcxFgM/s320/%25C5%259Blepota.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;">fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="line-height: 18px;"><br />Wchodzimy w kolejną dolinę - Grondalen, która prowadzi już do Barentsburga. Rozstawiamy namiot wcześniej niż zwykle. A w zasadzie Ola rozstawia. Wszystko przygotowuje i mi podaje. A ja zasłaniam oczy chustką. Ten ból oczu można chyba tylko porównać z bólem porodu. Ale ponieważ mam to za sobą to jakoś dałam radę. W końcu wszystko mija.<br /><b><br />Dziewiąty dzień (10 kwietnia)</b><br />Z oczami jest odrobinę lepiej. Ale wciąż cholernie boli. Cały czas mam zaklejone gogle i idę zaraz za Olą. Zmęczenie, wyczerpanie bólem, a także patrzenie przez wąską szparkę jednym okiem, i jednostajny marsz powodują, że przysypiam w drodze. Muszę przygryzać wargi, żeby się budzić. Szkoda, że nie mogę gdzieś skoczyć na kawę.<br /><br />Tempo nam spadło. Obtarta stopa Oli, moje oczy i ogólne zmęczenie dają już o sobie znać. Trochę trudniej zebrać się rano, na przerwach w trakcie marszu trudniej znowu zmobilizować się do ruchu. Ale to, że mamy jeszcze tylko 3-4 dni drogi dodaje nam energii.<br /><br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjneRSU09SAeM4X2dVuby04fLFaLAJEyrw-pwiWsdU2VMnl2HEZjMlG6DvhhHwlOiq3wz_kuepkotlTsUiqvttlHV2rH8ybTuAZ9a0SuNhBuAbfKc-QdOgM9EwdMZoe8hBCEv1Uj-xiidM/s1600/gogle.jpg" imageanchor="1" style="line-height: 19.32px; margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="184" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjneRSU09SAeM4X2dVuby04fLFaLAJEyrw-pwiWsdU2VMnl2HEZjMlG6DvhhHwlOiq3wz_kuepkotlTsUiqvttlHV2rH8ybTuAZ9a0SuNhBuAbfKc-QdOgM9EwdMZoe8hBCEv1Uj-xiidM/s320/gogle.jpg" width="320" /></a><br /><br />Cały dzień idziemy doliną Grondalen. Wieje silny wiatr. Nawet jeśli jechały tędy jakieś skutery - zaraz ślad jest zasypywany. Brniemy więc (od wczoraj) w głębokim śniegu.<br /><br />Gdybyśmy chciały, dotarłybyśmy na noc do Barentsburga. Mogłybyśmy nawet nocować w hotelu. Ale uznałyśmy, że to nie będzie sportowe. A poza tym mogłybyśmy się rozchorować od nagłej zmiany temperatury, śpiąc w cieple. No i wcale nie jest nam tak źle pod namiotem. Wręcz przeciwnie. to nasz mały domek, gdzie mamy wszystko, czego potrzebujemy. Póki trzecia kuchenka działa - wszystko jest w porządku.</span></div>
<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="line-height: 18px;"><b>Dziesiąty dzień (11 kwietnia)</b><br />Docieramy do Barentsburga. Rosyjskiej miejscowości górniczo-turystycznej. Przechodzimy obok złomowisk, porzuconych budynków. Nie da się ukryć, że jest tu większy bałagan niż w Longyearbyen.<br /><br />Za to położenie Barentsburga jest cudowne. Piękne góry, zatoka Gronfjorden. I na szczęście już coś mogę zobaczyć.<br /><br />Wchodzimy do restauracji. Ciepło nas uderza. Pierwszy i ostatni raz jesteśmy w ogrzewanym budynku. Wciąż nie mogę zdjąć gogli, bo światło, nawet w pomieszczeniu bardzo mnie razi. Zamawiam pierogi i colę. Mina kelnera - bezcenna!!<br /><br />Po mniej więcej 45 minutach w takim cieple coś dziwnego zaczyna się dziać z naszymi organizmami. Rozleniwiamy się, nasze zmrożone nieco ciała zaczynają jakby puchnąć. Mamy ochotę iść spać. A więc - najwyższa pora by stąd uciekać! Ciepło nie wpływa na nas dobrze.<br /><br />Znów idziemy na mrozie. Wieje. Musimy iść w maskach, żeby nie poodmrażać twarzy. Wcześniej miałyśmy plastry na policzkach i nosie. Miały one zabezpieczyć skórę przed wiatrem i słońcem. Teraz jednak to nie wystarcza.<br /><br />Idziemy wzdłuż Isfjorden - czyli części Morza Grenlandzkiego. W pierwotnych planach miałyśmy jeszcze iść od Barentsburga na zachód, by zobaczyć pełne morze. Ale przez opóźniony lot nie mamy na to czasu.<br /><br />Jest bardzo ładnie. Ogromne doliny, którymi szłyśmy wiele dni, były jednak trochę monotonne. A morze i fale są niezwykłym urozmaiceniem krajobrazu. Trochę boimy się niedźwiedzi. Bacznie obserwujemy poruszające się w oddali punkty. Za każdym razem okazują się one reniferami. Ze względu na bezpieczeństwo myślimy o dotarciu do drewnianej chatki. Nie wiemy jednak gdzie dokładnie ona jest. Idziemy bardzo długo. Niemal do północy i w końcu odpuszczamy nocleg w chacie. Nocujemy nad morzem, ale wchodzimy na wzgórze. Mamy nadzieję, że niedźwiedziowi nie będzie chciało się tu włazić. </span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw32SUgKusifWkvF3f3QU43xha-mxlQzGDduboPmofH5uEH9ZjbjqHVW3Dvajyp_u7_e21AYErT5ZkjyjJQDoOlyKknABd2mDvAuTzGTsDS3o2AS8o9ta-tqnfYwiefiv6Jrsf6yzFE78/s1600/pieknynocleg.jpg" imageanchor="1" style="line-height: 19.32px; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw32SUgKusifWkvF3f3QU43xha-mxlQzGDduboPmofH5uEH9ZjbjqHVW3Dvajyp_u7_e21AYErT5ZkjyjJQDoOlyKknABd2mDvAuTzGTsDS3o2AS8o9ta-tqnfYwiefiv6Jrsf6yzFE78/s320/pieknynocleg.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;">fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="line-height: 18px;"><br />Jesteśmy przygotowane do snu dopiero po pierwszej w nocy. A słońce ledwo co zachodzi. Będzie tu półmrok przez jakieś dwie godziny. Zachód w zasadzie płynnie przejdzie we wschód słońca. Nie mogę napatrzeć się na widoki. Tym bardziej, że oczy już w niewielkim stopniu mi dokuczają.</span></div>
<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<span style="line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<span style="line-height: 18px;"><b>Jedenasty dzień (12 kwietnia)</b></span><br />
<span style="line-height: 18px;">Jest tak pięknie. W dodatku jesteśmy tak blisko Longyearbyen, gdzie zamkniemy naszą pętlę. A może, jeśli dziś pociśniemy to uda się już dojść? Tak sobie myślę.<br />Obie dostałyśmy smsy od mężów, żeby uważać, że to jeszcze nie koniec. Może coś przeczuwali?<br />Ale tych sms-ów nie odczytałyśmy. Co prawda momentami pomiędzy Barentsburgiem a Longyearbyen pojawiał się zasięg, ale akurat nie teraz.</span><span style="line-height: 18px;"><br /></span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxcFSlXczky1zaLsqh2sF470m6i_8Kov8lewmQr7ZkhJnRxD2Nd4rpzjGxAhcuYRZ7q_4p5mE6qwUVV9-ztvsQ7SrNj_kto2kpWKbuJAyk7KlqBY5D433ZHXEiFb3WDpYQOND9BOGXhfE/s1600/wybrzeze.jpg" imageanchor="1" style="line-height: 19.32px; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxcFSlXczky1zaLsqh2sF470m6i_8Kov8lewmQr7ZkhJnRxD2Nd4rpzjGxAhcuYRZ7q_4p5mE6qwUVV9-ztvsQ7SrNj_kto2kpWKbuJAyk7KlqBY5D433ZHXEiFb3WDpYQOND9BOGXhfE/s320/wybrzeze.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;">fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="line-height: 18px;">Zjeżdżałyśmy stromym zboczem. Ola jeździ na nartach lepiej ode mnie. I powolutku jakoś sobie radzi. A ja bałam się zjazdu stromizną z ciężką pulką. Postanowiłam odpiąć sanki i pozwolić im zjechać. Czyli sposób zjazdu "na Kubę", o którym <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team_9.html" target="_blank">pisałam w poprzedniej części relacji</a>. Sanki zjeżdżają powolutku w dół. Już prawie zatrzymują się tam, gdzie myślałam, że się zatrzymają...<br />... po czym ...</span><br />
<span style="line-height: 18px;">zupełnie nieoczekiwanie zaczynają zjeżdżać w stronę GŁĘBOKIEGO WĄWOZU!!!</span><br />
<span style="line-height: 18px;">aaaa!<br />i zniknęły w przepaści!!!</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">Nie mogę w to uwierzyć.</span><br />
<span style="line-height: 18px;">Straciłam wszystko. W pulce były wszystkie moje rzeczy, broń, ciuchy. </span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">I CO TERAZ??</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">Nie mogę uwierzyć we własną głupotę. Jak mogłam nie przewidzieć, że sanki mogą tam wpaść?<br />Jestem wkurzona. Krzyczę i przeklinam. Oj, brzydko się wyrażam bardzo!<br /><br />Próbuję podejść do przepaści, ale są nawisy śnieżne. Nie można ryzykować. Lepiej stracić wszystkie rzeczy, ale nie życie.<br />Po kilkunastu minutach totalnego wkurzenia zaczynam analizować i myśleć co robić. Wąwóz, do którego wpadły sanki wygląda paskudnie. Jest głęboki jak cholera. Nie da się tam absolutnie zejść. Przynajmniej nie na górze. Być może gdzieś od strony morza. Jeśli nawet udałoby się wejść do wąwozu to nie wiadomo czy uda się nim podejść. Nie wiadomo czy uda się znaleźć pulki (mogły ugrzęznąć w głębokim śniegu). Nie wiadomo czy nie zawisły na jakiejś półce skalnej. Nie wiadomo czy się nie roztrzaskały o skały.</span><br />
<span style="line-height: 18px;">Analizujemy co w nich było, a co ma Ola. Na szczęście telefon satelitarny i radioboja jest przy nas. W razie spotkania z niedźwiedziem mamy rakietnicę. Dokumenty też mamy przy sobie. Nie jest najgorzej. Zastanawiam się czy w razie czego dojdziemy bez moich pulek i ile by mnie kosztowało odkupienie sprzętu i broni.<br />Denerwuję się. Bolące oczy czy zepsuta kuchenka mnie może zaniepokoiły. Ale teraz sytuacja jest idiotyczna. W dodatku wiem, że jeden głupi błąd może pociągnąć za sobą serię jeszcze gorszych wypadków.</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">Ale trzeba spróbować znaleźć pulki. Choćby spróbować.<br />Z wysokiej góry zjeżdżamy na sam dół.<br /><br />Mówię Oli, że sama pójdę do wąwozu. To ja spuściłam tam sanki. I nie chcę jej narażać. Ola jest nadzwyczaj spokojna i opanowana. Mówi, że nie może mnie zostawić. Jakby coś się stało, jedna z nas musi wezwać pomoc. Poza tym mamy tylko jedną rakietnicę. A jesteśmy nad samym morzem.<br /><br />Ola dzwoni do męża. Mówi, że jakbyśmy nie wróciły to niech wzywa pomoc. Aha, tylko nie powiedziała po jakim czasie ma wzywać pomoc. Krzysztof musiał przeżyć trudne chwile.<br /><br />Znalazłyśmy miejsce, gdzie dało się wejść do wąwozu. Na szczęście na dnie była zamarznięta rzeczka pokryta śniegiem. I dało się po tym iść na nartach.</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br />Wąwóz był dość wąski, z obu stron sterczały niemal pionowe ściany. Na górze wisiały nawisy śnieżne. W ścianach wisiały jedynie wmrożone lodem skały. Wchodziłyśmy coraz głębiej w wąwóz, ściany po obu stronach były coraz wyższe, aż do pewnie 100-150 metrów. </span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">Szłam z duszą na ramieniu, z</span><span style="line-height: 18px;">e ściśniętym żołądkiem, niemal na wstrzymanym oddechu. </span><br />
<span style="line-height: 18px;">Nawisy lub kamienie w każdej chwili mogły się na nas zwalić. Nie byłoby nawet gdzie uciekać.<br />Po 45 minutach drogi zobaczyłam pulki!</span><br />
<span style="line-height: 18px;">Były całe, niepopękane! Po prostu tam na mnie czekały!!!<br /><br />Ale nie krzyczałam z radości. Trzeba było jeszcze wrócić. Ostrożnie, bez słowa. Żeby nie naruszyć niestabilnej równowagi.<br /><br />Jeszcze trzeba tylko wyciągnąć ciężkie sanki po stromym zboczu wąwozu. </span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br />Ufffff<br /><br />Ufffff<br /><br />Uffff</span><br />
<span style="line-height: 18px;">Dopiero odetchnęłam.</span><br />
<span style="line-height: 18px;">Sytuacja była naprawdę niebezpieczna. </span><br />
<span style="line-height: 19.32px;">Telefon do Krzysztofa, żeby się nie stresował. </span><span style="line-height: 19.32px;">Uffff.<br /><br />Jestem wdzięczna Oli, że w taki solidarny sposób się zachowała. Mogła powiedzieć - Ty wrzuciłaś, ty sobie szukaj. I nawet bym nie miała o taką postawę pretensji. Bo to była całkowicie moja wina.<br />Ale w Arktyce problem jednej osoby to problem całego zespołu :)</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br />Idziemy dalej. Jesteśmy nad zatoką Colesbukta. Wybrzeże jest malownicze.<br /><br />Ale przed nami jeszcze kilka przeszkód. Ola ma obtartą nogę. Chyba chroniąc ranę nieco kulała i naciągnęła sobie drugą nogę. Bolało bardzo. Widziałam już wcześniej, że Ola jest twardą zawodniczką. Przy ostrym kaszlu, mocno obtartej nodze - nie dawała po sobie nawet poznać, że coś jest nie tak. Ale dziś - minę ma zbolałą.<br /><br />Na koniec dnia but Oli się rozpadł - odpadła "płetwa", która trzyma but w wiązaniu narciarskim.<br /><br />Odchodzimy nieco od morza. Dość na dziś. Idziemy spać.</span><br />
<br /></div>
<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<span style="line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px;">
<span style="line-height: 18px;"><b>Dwunasty dzień (13 kwietnia)</b><br /><br />Dziś jest ostatni dzień naszej wędrówki. Zostało nam około 20 kilometrów. I ostre podejście na Longerbreen. Ola idzie na piechotę, nie może wpiąć nart. Mnie przedpołudniem z kolei pęka wiązanie. Też idę na piechotę. Jejuśku. Czy nie można normalnie dokończyć wyprawy? Co jeszcze nam się przydarzy? </span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">Ola jak zawsze jest spokojna - mówi, że widocznie tak miało być. Gdyby nie spóźnił się samolot i gdybyśmy się nie zgubiły i nie skręciły w Vendomdalem - wówczas poszłybyśmy nad Morze Grenlandzkie. A wtedy buty i wiązania rozwaliłyby się o wiele dalej od Longyearbyean. I mogłybyśmy mieć poważne kłopoty.</span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<span style="line-height: 18px;">Idziemy w butach, ale tędy jeździ masa skuterów. Śnieg jest ubity, więc nie ma większego problemu.<br /><br />Z malowniczej doliny Fardalen musimy podejść na lodowiec Longyearbreen. Podejście jest strome i trzeba iść zakosami. Ale nawet zmęczenie mi nie przeszkadza. Jest mi trochę smutno, że to już koniec. Przyzwyczaiłam się do codziennego rytmu. Prostego życia, gdzie wystarcza tylko to co się ma przy sobie. Że można zanocować gdzie się chce i wysikać gdzie chce.<br /><br />Po południu dochodzimy na lodowiec. Z góry widzimy miasto. Longyearbyen.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="line-height: 18px;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJRzoCWyUpqCNHD1wKNHWuxmLK1P6em4mQi9TYlklHy0x0bL0iepGSRsgWiz7znKuceiEeMAuXExiLWkgo9c66jXy3Z-9Ikq9gbXZOnASwQlcFozIoieH-EKfBCIBjtJU2HKMobmOd7_Y/s1600/longer.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJRzoCWyUpqCNHD1wKNHWuxmLK1P6em4mQi9TYlklHy0x0bL0iepGSRsgWiz7znKuceiEeMAuXExiLWkgo9c66jXy3Z-9Ikq9gbXZOnASwQlcFozIoieH-EKfBCIBjtJU2HKMobmOd7_Y/s320/longer.jpg" width="320" /></a></span></div>
<br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span></div>
<div style="color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">
<a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team_76.html" target="_blank">Przeczytaj jeszcze podsumowanie wyjazdu.</a></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-8095003596668855092016-05-09T02:15:00.001-07:002016-05-09T04:54:01.401-07:00Wyjazd na Spitsbergen POLAR TEAM - relacja cz. 3 (DNI 1-6)<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; margin-bottom: 6px;">
<b style="line-height: 19.32px;">RELACJA WYJAZDU NA SPITSBERGEN DNI 1-6</b><br />
<div class="separator" style="clear: both; line-height: 19.32px; text-align: center;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; line-height: 19.32px; text-align: left;"><tbody>
<tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-xCsF85SrGVgcTYOhUDuplOmBtZXh6iDITZ_pmjlh5y0KjSaaQ-hYorIgWYcSuRTlwv_01P3F_5UcGeNG5XHClM-l7AmFq4cKgZg5BFhC4BzvEpogfmjCWec84liQRbgzJw3Bip1haeU/s1600/sassendalen.jpg" imageanchor="1" style="line-height: 19.32px; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-xCsF85SrGVgcTYOhUDuplOmBtZXh6iDITZ_pmjlh5y0KjSaaQ-hYorIgWYcSuRTlwv_01P3F_5UcGeNG5XHClM-l7AmFq4cKgZg5BFhC4BzvEpogfmjCWec84liQRbgzJw3Bip1haeU/s400/sassendalen.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;">Sassendalen. fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<div style="line-height: 19.32px;">
<span style="line-height: 19.32px;"><b>Pierwszy dzień (2 kwietnia 2016)</b></span><br />
Graty przepakowane, broń pożyczona, formalności załatwione. No to ruszamy.<br />
<br />
Na to właśnie czekałyśmy od wielu miesięcy. Spełnia się marzenie. Wciągam głęboko zimne powietrze. Przymykam oczy. Chcę wszystko jak najlepiej zapamiętać.<br />
<br />
Jest ciepło. Minus kilka stopni. Nie ma wiatru. Pulki, czyli nasze sanki, ważą po ok. 50 kg. Mamy tam: namioty, śpiwory, karimaty, ciepłe ubrania, kuchenki, paliwo, jedzenie. broń, telefon satelitarny i wiele innych rzeczy. Ale wszystko niezbędne.<br />
<br />
Idziemy doliną Advendalen. Obok nas przejeżdża sporo skuterów. W ten sposób większość turystów porusza się wiosną po Spitsbergenie. Każdego dnia widziałyśmy choćby kilka skuterów. Za to osób na nartach, z pulkami - ani razu przez cały wyjazd. Zwykle "skuterowcy" pozdrawiają nas machnięciem ręki. W bardziej odludnych miejscach zatrzymują się, pytają czy wszystko ok.<br />
<br />
<span style="line-height: 19.32px;">Kłopoty, mniejsze lub większe, towarzyszą nam od początku. Zaczęło się </span><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team.html" style="line-height: 19.32px;" target="_blank">od odwołanego lotu</a><span style="line-height: 19.32px;"> przez co straciłyśmy cały dzień. Pierwszego dnia marszu Ola zaczęła kaszleć...</span><span style="line-height: 19.32px;"> </span><br />
<br />
Jest ciepło i mgliście. Rozbijamy namiot <span style="line-height: 18px;">u ujścia kolejnej doliny - Eskerdalen. Pierwszego dnia przeszłyśmy około 27 kilometrów. Nie jest źle. Gotujemy, jemy i pakujemy się do śpiworów. Pierwszego dnia dopiero przyzwyczajamy się do warunków, sprzętu, do wysiłku. Potem stanie się to rutyną.</span><br />
<br />
Zasypiam w mig.<br />
<br />
<br /></div>
<div style="line-height: 19.32px;">
</div>
<div style="text-align: left;">
<b style="line-height: 19.32px;">Drugi dzień (3 kwietnia)</b></div>
<br />
Ola nadal kaszle.<br />
<br />
Idziemy Sassendalen. To ogromna, szeroka dolina. Z poprzedniego wyjazdu na Svalbard wiem, że bardzo trudno ocenić tu odległość. Nie ma żadnych domów, drzew. Wszystko jest białe, światło jest rozproszone. I zupełnie inny krajobraz niż znany nam choćby z Polski. Góra, która zdawałoby się, jest blisko, okazuje się oddalona o kilkadziesiąt kilometrów.<br />
<br />
Mamy ze sobą dwa GPS-y i dwa zestawy map. Słońce świeci, wszystko widać. A jednak tego dnia popełniłyśmy tak głupi błąd, że w pale się nie mieści. Pani mgr geografii z panią mgr geologii, obie harcerki... ehhh... Na mapy nie spojrzałyśmy. GPS-y pokazywały, że środek doliny jest dość blisko. Byłyśmy przekonane, że dolina jest bardzo szeroka i dlatego brakuje tych kilku kilometrów do wskazań satelity. Okazało się, że weszłyśmy w złą dolinę. Beztrosko brnęłyśmy w górę Velomdalen. Straciłyśmy co najmniej pół dnia.<br />
<div style="line-height: 19.32px;">
Widocznie tak miało być. Z tej doliny mamy jedne z najpiękniejszych zdjęć.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5GU70EcPOs1uAHb7hCJfMcqqgPNXhyY8a6bAkd7T8CinQ1wyrnTVZwLtpBWDZNMXnZrddV_-MrHCJ_TCBBzPXFlTisBZxf2aj3tEqCJGNJntR57EkEak14Odg32HGwJebi_WImdIbfrc/s1600/vendomdalen.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5GU70EcPOs1uAHb7hCJfMcqqgPNXhyY8a6bAkd7T8CinQ1wyrnTVZwLtpBWDZNMXnZrddV_-MrHCJ_TCBBzPXFlTisBZxf2aj3tEqCJGNJntR57EkEak14Odg32HGwJebi_WImdIbfrc/s320/vendomdalen.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #141823; font-size: 14px;">Velomdalen fot. Ola Hołda-Michalska</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<b><br /></b></div>
<div style="line-height: 19.32px;">
<b>Trzeci dzień (4 kwietnia)</b><br />
<br />
<br />
Dopiero dziś wchodzimy w prawidłową dolinę - <span style="line-height: 18px;">Fulmardalen. </span><span style="line-height: 18px;">Przechodzimy przez system moren i lodowców Marmobreen/Elfenbeinbreen i jezioro Jokulvatnet. Krajobrazy są cudowne. Jest sporo podejść i stromych zjazdów.<br /><br />Nie jest łatwo zjechać ze stromego stoku z ciężkimi pulkami. Zwykle sanki zjeżdżają szybciej niż człowiek, który ma spowolnienie w postaci fok na nartach. Pulki trzeba prowadzić z boku lub całkiem z przodu. Wymyślamy sposoby zjazdów: normalnie (czyli prowadząc z boku sanki), "na Olę" (czyli siedząc na pulkach i zjeżdżając na nich) i "na Kubę" (chodzi o mojego męża, który uskuteczniał tę metodę - chodzi o odpięcie pulek z uprzęży, spuszczenie ich i swobodny zjazd na nartach).<br />Jesteśmy w terenie rzadziej odwiedzanym przez turystów. Spotykamy tylko troje naukowców, którzy pytają nas czy sobie radzimy.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrWZ6o-cAOY7WTlNCnXlBVQU7nDjO5FIsIqNraiowhYEkSFkUUqegznmrX9li291Din_DDCyJ5jMdY72HYoWlonNfWDa6-iChWHOivey98aqRH2GKjEl_yCfTz71KAl84B2i-9qHez5bQ/s1600/strzelba.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrWZ6o-cAOY7WTlNCnXlBVQU7nDjO5FIsIqNraiowhYEkSFkUUqegznmrX9li291Din_DDCyJ5jMdY72HYoWlonNfWDa6-iChWHOivey98aqRH2GKjEl_yCfTz71KAl84B2i-9qHez5bQ/s320/strzelba.jpg" width="234" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;"><span style="color: #141823; font-size: 14px; line-height: 19.32px;">fot. Ola Hołda-Michalska</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="line-height: 18px;"><br />Nocujemy kilka kilometrów od Agardhbukty. Zatoki, gdzie wiele niedźwiedzi przychodzi na świat. Boję się niedźwiedzi. Każdej nocy rozstawiamy "ogródek", czyli system linek i tyczek. W przypadku naciągnięcia linki odpalane są naboje, które powinny odstraszyć drapieżnika. Mamy też strzelbę i rakietnicę. Ale czy to wystarczy? Czy w nocy zdążymy zareagować?<br /><br /><b>Czwarty dzień (5 kwietnia)</b><br />Rano widzimy przed nami stalowe chmury. Wiszą nad Morzem Barentsa. Po kilkugodzinnym marszu docieramy tam - nad zatokę Agardhbukta. Ola mówi, że od dawna marzyła, żeby tu dotrzeć. </span><br />
<span style="line-height: 18px;"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKC946-NS2hS72eTybOF_rqwNMDWSd9slY2b2aJsqnxKOBm7XAHfsrQQFd9q_tpVvNYM3F6JUxcSSU4ZzoL601gWa13GaM5FD3KgMkQRI5TYFfdKzzsah2DbJNFcatNYz-WO8ni58l7_U/s1600/agardh.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKC946-NS2hS72eTybOF_rqwNMDWSd9slY2b2aJsqnxKOBm7XAHfsrQQFd9q_tpVvNYM3F6JUxcSSU4ZzoL601gWa13GaM5FD3KgMkQRI5TYFfdKzzsah2DbJNFcatNYz-WO8ni58l7_U/s320/agardh.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: 12.8px;"> nad Agardhbuktą fot. Ola Hołda-Michalska</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<span style="line-height: 18px;">Morze nie jest zamarznięte. Ale woda ewidentnie jest gęsta od zimna. Pływają w niej kawałki lodu i śniegowe kółka przypominające naleśniki. Robimy sporo zdjęć.<br /><br />Pozują także nasi mali towarzysze - Oli kot Filcek i mój pies Nguyen.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWMLnnNUZ9O9rM_5R1FxlWaXXTmYCTlN17YWAJnFnmoHmeLnx00NX5hgAhMKbQYBdcRkOzQggk8Tn5jM-RTLeLiAMBHGvUNjHvtVGxzwWcPxX77F6mJXJZiqFJB-fjLjfRxof1rVXPyEI/s1600/nguyen+i+filcek.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="182" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWMLnnNUZ9O9rM_5R1FxlWaXXTmYCTlN17YWAJnFnmoHmeLnx00NX5hgAhMKbQYBdcRkOzQggk8Tn5jM-RTLeLiAMBHGvUNjHvtVGxzwWcPxX77F6mJXJZiqFJB-fjLjfRxof1rVXPyEI/s320/nguyen+i+filcek.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="font-size: 12.8px;">Nguyen i Filcek. fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<span style="line-height: 18px;"><br />Trzeba jednak iść dalej. Wchodzimy w Bellsunddalen. Śnieg jest głęboki i idzie się bardzo wolno. W ogóle idziemy wolno...<br /><br />Z pulkami, po śniegu, rzadko kiedy rozwijamy prędkość większą niż 3 km/h. Przy głębokim śniegu brniemy jeden kilometr przez całą godzinę. Do tego dochodzą przerwy - zwykle co godzinę zatrzymujemy się na kilka-kilkanaście minut. Żeby przejść 25-30 kilometrów musimy iść długo. Cały dzień. Wstajemy zwykle o 5:00, w dwie godziny gotujemy, jemy i zwijamy obóz. I idziemy do 19:00, 20:00. Potem rozbijamy obóz, gotujemy, jemy i około 22:00-23:00 idziemy spać.<br /><br />Miałyśmy iść nieco inną drogą. Ale natknęłyśmy się na ślady skuterów. Nie mogą nie prowdzić do Sveagruva - czyli tam, gdzie i my zmierzamy. Skutery są ciężkie i zwykle jedzie kilka osób. Dlatego mocno uklepują śnieg. Po takim ubitym szlaku idzie się o wiele łatwiej. <br /><br />Noc spędzamy w </span><span style="line-height: 18px;">w górnej partii lodowca Passbreen. Jest już o wiele chłodniej niż wcześniej. Minus kilkanaście stopni. Ale mnie to nawet pasuje.<br /><br /><b>Piąty dzień (6 kwietnia)</b><br /><br />Schodzimy z lodowca </span><span style="line-height: 18px;">Passbreen</span><span style="line-height: 18px;"> i skręcamy w niesamowicie szeroką dolinę </span><span style="line-height: 18px;">Kjellstromdalen. Idziemy nią cały dzień. Idziemy powoli, ale czas mija szybko. Myśli błądzą to tu to tam. Czuję jak mój umysł odpoczywa. od zgiełku, wszystkich spraw załatwianych na szybko. Tu nie ma miejskiego hałasu i chaosu. Nie ma telefonów, internetu, prania do nastawienia, rosołu do ugotowania. Jest tylko biel. Są kilometry do przejścia. Noga do postawienia przed nogą.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeeLHn8SFHsirS9fp9WCSc2EPo79OCTngwCR8lAXyGeWO2OouzHnUNCK3o5VA86Fu4Glf6klVN4nUqdrXpQFLBLqEZ3mZZlwbWMXDndc9Meiz_Aj3QB_iRqDxLp0efpidw7AqTJ9bMNjA/s1600/jedzenie.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeeLHn8SFHsirS9fp9WCSc2EPo79OCTngwCR8lAXyGeWO2OouzHnUNCK3o5VA86Fu4Glf6klVN4nUqdrXpQFLBLqEZ3mZZlwbWMXDndc9Meiz_Aj3QB_iRqDxLp0efpidw7AqTJ9bMNjA/s320/jedzenie.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Gotowanie w namiocie. fot. Ola Hołda-Michalska</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="line-height: 18px;">Docieramy w okolice Sveagruva. To norweskie osiedle górnicze. Do samego osiedla nie idziemy. Byłybyśmy wówczas nad samym morzem i mogłybyśmy spotkać niedźwiedzia. Pewnie ktoś by nas przygarnął do domu, ale nie chcemy spać pod dachem.<br /><br />Rozbijamy więc standardowo namiot i gotujemy. Wodę mamy, rzecz jasna ze śniegu, Wieczorami gotujemy wodę na jedzenie liofilizowane (czyli ogólnie rzecz biorąc wysuszone). Mamy kurczaki z ryżem, spaghetti bolognese, gulasze i inne dania. Czasami jeszcze jem zupę chińską. Podobno straszna chemia, ale tutaj smakuje wybornie. Zwykle taką kolację popijam rozrzedzonym kisielem z torebki (smakuje trochę jak kompot). <br />Na śniadanie mam pomieszane: rozmaite płatki, orzeszki, mleko w proszku i kaszki dla dzieci. Na drogę z kolei chowam po kieszeniach (na każdy dzień): torebkę orzeszków i sezamków, batonik od <a href="http://www.kosmatakuchnia.pl/" target="_blank">Kosmatej Kuchni</a> i paczkę kabanosów. Do tego w pulkach wiozę termos herbaty i termos izotoniku.<br />Ola jadła trochę inne rzeczy. Każda z nas już miała nieco doświadczenia. Ja na przykład wiedziałam, że zupełnie nie smakuje mi w takich warunkach czekolada (mam awaryjnie tylko jedną tabliczkę). I choć na co dzień jem mało mięsa, tu najbardziej smakują mi kabanosy, liofilizaty z mięsem oraz tłuszcz (mamy litr oliwy). Wiedziałam też, że potrzebuję sporo picia. Te dwa termosy starczają mi "na styk". Oli z kolei wystarcza jeden termos.<br /><br /><b>Szósty dzień (7 kwietnia)</b><br /><br />Ola cały czas mocno kaszle. I martwi mnie to. Każdy problem jednej osoby to problem całego zespołu.<br /><br />Pierwotnie planowałyśmy zejść Do Sveagruva i iść nad morzem. Zdałyśmy sobie jednak sprawę z tego, że tego nadmorskiego odcinka nie pokonamy w jeden dzień. Musiałybyśmy spędzić noc nad samym morzem (szwendają się tam niedźwiedzie!). Poza tym to morze, a dokładniej zatoka Van Mijen nie jest zamarznięta. Nie jesteśmy pewne, czy będzie się dało przejść niekiedy stromym wybrzeżem. Zdecydowałyśmy więc, że przejdziemy przez góry. Droga trudniejsza, ale a to bezpieczniejsza.<br /><br />A więc mamy 750 metrów podejścia (w pionie oczywiście). Przechodzimy obok Sveagruva. Nie ma czasu by schodzić do miasteczka. Widzimy je z góry. <br />Na początku mamy długie podejście asfaltową drogą (jeżdżą tędy samochody z osiedla do kopalni). Idzie się strasznie powoli. Mija nas kilka samochodów. Gdy wreszcie jesteśmy blisko kopalni zatrzymuje się obok nas samochód terenowy. Wysiada facet z mocno ubrudzoną od węgla twarzą i dłońmi. Mówi, że mija nas drugi raz i nie może patrzeć jak się męczymy i że nas podrzuci. Co prawda z kilkukilometrowego podejścia do kopalni zostało może 200 metrów, ale zgadzamy się. Pan wrzuca pulki na bagażnik. Wsiadamy i zaraz wysiadamy. A jak wysiadamy to nasze kurtki są całe czarne.<br />Panu machamy na pożegnanie. <br /><br />A przed nami kolejne kilometry pod górę. Podejście dłuży się cholernie. Wreszcie wychodzimy na w miarę płaską część lodowca Slakbreen. Wykończone rozbijamy namiot. Podczas gotowania przydarza się pierwsza awaria ze sprzętem - zapycha się moja kuchenka. Ola odpala swoją. Mamy łącznie trzy maszynki do gotowania. Kuchenki bardzo często się zapychają. A niesprawna kuchenka to brak ciepłego jedzenia i jakiegokolwiek picia - czyli bardzo poważne kłopoty...<br /><br />Na szczęście Oli nieco przechodzi kaszel. Za to ma inny problem - obtarta stopa...<br /> </span><br />
<span style="line-height: 18px;"><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team_38.html" target="_blank">Przeczytaj o kolejnych (7-12) dniach</a></span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-25924065224647806132016-05-05T12:45:00.001-07:002016-05-09T04:54:24.214-07:00Wyjazd na Spitsbergen POLAR TEAM - relacja cz.2<br />
<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px; margin-bottom: 6px;">
Pierwsze kłopoty zaczęły się w Kopenhadze. Samolot z Danii do Norwegii się skaszanił i musiałyśmy czekać kilka godzin. Wieczorem, zamiast dotrzeć już na Spitsbergen, doleciałyśmy dopiero do Oslo. Co najmniej jeden dzień "w plecy". Bagaże oczywiście gdzieś utknęły. <br />
<br />
Dostałyśmy od linii SAS hotel i talony na posiłki. Hotel był bardzo wypasiony. Szkoda, że nie zabrałyśmy ze sobą ani szczoteczek do zębów, ani gaci na zmianę. <br />
Restauracja też była wypasiona. Niestety po przejrzeniu menu i zdałyśmy sobie sprawę, że choć nasze talony były sporej wartości, to stać nas jedynie albo na startery albo na desery. Na szczęście rano <span style="line-height: 19.32px;">braki w żołądkach</span><span style="line-height: 19.32px;"> </span><span style="line-height: 19.32px;">nadrobiłyśmy na szwedzkim śniadaniu, a było to chyba najbardziej wypasione śniadanie, na jakim byłam.</span><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyb6F9AzDmbRw7gCIb4FuRRgV6H9vQncLjrsaljGJPSoP5Lhm-JdijjlsMbniUbLVaWNi3aA5Meg7svoAbsgSPTgDwtIqaku4CF8T0421VygNuLQ7xXxt1stz4fv9S5pTbeVwzBsIGNb0/s1600/fram.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyb6F9AzDmbRw7gCIb4FuRRgV6H9vQncLjrsaljGJPSoP5Lhm-JdijjlsMbniUbLVaWNi3aA5Meg7svoAbsgSPTgDwtIqaku4CF8T0421VygNuLQ7xXxt1stz4fv9S5pTbeVwzBsIGNb0/s320/fram.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Przytulamy się do Amundsena (obok muzeum Frama)</td></tr>
</tbody></table>
Spędziłyśmy zupełnie nieplanowo dobę w Oslo. Była to okazja do spotkania z moją koleżanką Magdą, która mieszka tu na stałe. Raz na jakiś czas jeździmy z Kubą do Norwegii, a Magda zawsze nas niezwykle ciepło gości i już nie raz ratowała mnie czy Kubę z opresji. I tym razem mnie ratowała, bo miałam ze sobą tylko buty narciarskie, które obcierały mnie w warunkach - powiedzmy - miejskich, i pożyczyła mi wygodne buty.<br />
<br />
A więc razem z Magdą i Olą (na początku towarzyszył nam jeszcze mąż Magdy) wybrałyśmy się na wycieczkę, w celu obejrzenia słynnego statku Fram oraz tratwy Kon-Tiki. To był bardzo miły dzień. A Ola powtarzała, że widocznie tak miało być. Że miałyśmy sobie odpocząć w tym hotelu i w Oslo nieco się wyluzować.<br />
<br />
Ale w końcu samolot leci i nawet bagaże się odnajdują. Jesteśmy na Spitsbergenie.<br />
<br />
Ufff.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghtXhp6ThHNE-9ujGHonvFkZXj4YiAcXWtMe9PFvkICPcD-Gz0f3dyuxevzMhR7-tx2tD_yYf0N9kqAMEXKwqFQVx0_J7yUggUbdNr_hF6FqT0ybrJnaKM4VboltwPE529DsZAH1o9UB4/s1600/mis.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghtXhp6ThHNE-9ujGHonvFkZXj4YiAcXWtMe9PFvkICPcD-Gz0f3dyuxevzMhR7-tx2tD_yYf0N9kqAMEXKwqFQVx0_J7yUggUbdNr_hF6FqT0ybrJnaKM4VboltwPE529DsZAH1o9UB4/s320/mis.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Misiek na lotnisku w Longyearbyen.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team_9.html" target="_blank">Przeczytaj teraz relację dzień po dniu</a><br />
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-51168774422518877272016-05-05T12:03:00.000-07:002016-05-09T04:54:58.539-07:00Wyjazd na Spitsbergen POLAR TEAM - relacja cz.1<div style="background-color: white; color: #141823; font-family: helvetica, arial, sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.32px; margin-bottom: 6px;">
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, czyli ponad rok temu w Warszawie, siedziałam przed laptopem i na fejsiku wyskoczyła wiadomość od Oli. Czy bym nie poszła z nią gdzieś, gdzie jest zimno i wieje wiatr. Zaskoczyło mnie to trochę, bo Ola miała już za sobą trzy dość poważne wyprawy na Spitsbergenie. A ja - kilkakrotnie byłam na wycieczkach na płaskowyżu Hardangervidda <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2014/04/trawers-hardangervidda-w-norwegii.html" target="_blank">(raz przeszłam go samotnie)</a> i raz na Spitsbergenie (wtedy byliśmy z mężem, ale po kilku dniach wycieczka zakończyła się przez moje odmrożenia). Moje doświadczenia były o wiele mniejsze. Było mi miło w związku z taką propozycją.<br />
<br />
Ale na początku odmówiłam. Nie ze względu na mniejsze doświadczenie. Byłam w trzecim czy czwartym miesiącu ciąży.<br />
Ola drążyła temat. Zaczęłam się zastanawiać. Że może krótki wypad do Norwegii. Może do Finlandii. Zaczęłam przeliczać ile dziecko będzie miało miesięcy. Chciałam jechać jak najpóźniej, żeby dziecko było jak największe. Obawiałam się, że wiosną w Skandynawii będzie już trochę ciepło. A wyjazd do północnej Skandynawii zająłby tyle samo czasu co Spitsbergen. I na tym stanęło.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSCDhPHfORAwd1_gewJlShoINXr_OExqBoS97SWq_ImyyY9fNvZncfkAH7gjUTp4Ov8CTMNz1kDcTnjdybFO-AAVj_nnYtjM3BXPuxDRvqpbqcupWZLqdLBOkZA1UZeEm4wAiRPNqgrZs/s1600/DSCF3455.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSCDhPHfORAwd1_gewJlShoINXr_OExqBoS97SWq_ImyyY9fNvZncfkAH7gjUTp4Ov8CTMNz1kDcTnjdybFO-AAVj_nnYtjM3BXPuxDRvqpbqcupWZLqdLBOkZA1UZeEm4wAiRPNqgrZs/s320/DSCF3455.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ola, ja i bagaże na lotnisku</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Przez kolejne miesiące spędziłyśmy z Olą na czacie masę czasu. W realu - niewiele. Na wszystko było ciągle za mało czasu. <span style="line-height: 19.32px;">Część spraw zaczęłam załatwiać jeszcze w ciąży. Inne - jeżdżąc z malutkim dzieckiem. Wszystko w biegu. Przed wyjazdem jeszcze tylko córki się pochorowały, potem trochę ja, po nocach pakowałam się i wreszcie nadszedł czas wyjazdu.<br /><br />Uff. </span><br />
<span style="line-height: 19.32px;"><br /></span>
<span style="line-height: 19.32px;">Dopiero w drodze na lotnisko zdałam sobie sprawę, że dotąd Marysię zostawiłam najdłużej na 3 godziny. Czy miałam wyrzuty sumienia? Oczywiście, że tak. Cholerne. Przed wyjazdem o wiele więcej myślałam o tym jak dziewczyny i Kuba sobie poradzą niż jak ja sobie dam radę.<br /><br /><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2016/05/wyjazd-na-spitsbergen-polar-team_5.html" target="_blank">Przeczytaj co dalej się działo</a></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-5638948926118997172015-12-14T04:43:00.002-08:002015-12-14T04:43:22.809-08:00Bieg Mikołajów<br /><div class="MsoNormal">
Biegałam po asfalcie, biegałam górskimi ścieżkami, biegałam
parkowymi alejkami.</div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ale czegoś takiego nie było!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Bieg Mikołajów rozgrywał się na <u>torze dla koni</u> na Służewcu.
A więc: <u>iiiihaaaa</u>! Biegniemy 10 kilometrów po mięciutkiej trawie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Startujemy z małżonkiem i moim Tatą o około tysiącem innych
zawodników. Bieg ma cel charytatywny – wspieramy<o:p> </o:p><a href="http://exanimo.pl/" target="_blank">Fundację Ex Animo im. Marii Sapiehy</a>, która pomaga dzieciom z
nowotworami. Jeśli ktoś chciałby pomóc - <a href="http://exanimo.pl/ty-tez-mozesz-pomoc/" target="_blank">może tu</a>. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Do pokonania mamy cztery kółka toru. Biegniemy razem z Kubą,
tata zostaje nieco z tyłu. A ja po raz pierwszy od porodu – biegnę bez wózka. <br /><br /><o:p></o:p></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2tmMjzW1m6lvXy_pNF19poCEIeYCIze1e7mQL9aIW1bSfdKYgQ5mTAIgU0smxCeTPGz87B-v2O_FjKkoiAJTbiGJjwIGt-UpO0QVxGUeWZxE0IrcWmliwiNP0s6meRC9eaU3ObSaf_7k/s1600/bieg+miko.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2tmMjzW1m6lvXy_pNF19poCEIeYCIze1e7mQL9aIW1bSfdKYgQ5mTAIgU0smxCeTPGz87B-v2O_FjKkoiAJTbiGJjwIGt-UpO0QVxGUeWZxE0IrcWmliwiNP0s6meRC9eaU3ObSaf_7k/s320/bieg+miko.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Mój mąż to zawsze tak ściemnia. Przez pierwsze dwa kółka,
gdy ja z lekkością, pokonywałam kepki trawy, on wydawał mi się zmęczony.
Widocznie potrzebował jednak rozgrzewki, bo na trzecim kółku to Kuba zaczął
mknąć coraz lżej. Na czwartym kółku, gdy ja już byłam nieźle zmęczona, Kuba
całkiem się rozkręcił i biegł coraz szybciej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Pod koniec naszego czwartego kółka minęliśmy Tatę, który był
na swoim trzecim okrążeniu. Kuba sprintem dobiegł do mety, a gdy tylko odebrał
medal rzucił się w pogoń za teściem, by towarzyszyć mu na ostatnim kółku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Ja w tym czasie musiałam złapać oddech, a także odszukać
babcię, która została z młodszą córką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po miękkiej trawie nie biega się zbyt szybko, o ile nie ma
się podkutych kopyt. Nasz wynik to około 55 minut. Byłabym bardzo zadowolona z
takiego czasu na takiej powierzchni. Prawda jest jednak taka, że trasa nie
miała 10 km, a co najmniej pół kilometra mniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Bez względu na wynik – bardzo miło się biegło! Dziękuję
Kubie za to że jak zawsze jest wspaniały. <o:p></o:p></div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-16257088908032648982015-11-29T23:09:00.000-08:002015-11-30T02:54:29.428-08:00Sportowe MatkiOstatnio na blogu pojawiło się sześć wywiadów ze Sportowymi Mamami:<br />
<a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz1-kasia.html" target="_blank">Kasią</a><span style="color: purple;">, </span><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-2-agnieszka.html" target="_blank">Agnieszką</a><span style="color: purple;">, </span><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-3-ewa.html" target="_blank">Ewą</a><span style="color: purple;">, </span><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-4-ewa.html" target="_blank">Ewą</a>,<span style="color: purple;"> </span><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-5-emilia.html" target="_blank">Emilią</a><span style="color: purple;"> </span>i <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-6-ala.html" target="_blank">Alą</a>.<br />
<span style="color: purple;"><br /></span>
Dziewczyny opowiadały o biegowych początkach, planach na przyszłość, o tym jak radzą sobie z treningami i obowiązkami domowymi. W moim odczuciu siłą wszystkich tych sześciu mam jest to, że się nie zrażają. Pomimo kontuzji, przerw na ciąże czy choroby - idą do przodu jak walec. No i są świetnie zorganizowane - wszystkie odpisywały w mgnieniu oka!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b style="background-color: white;"><span style="color: purple;">Ogromnie dziękuję Wam dziewczyny za poświęcony czas!</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b style="background-color: white;"><span style="color: purple;"><br /></span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwUPdxrP-pmoWk5ZH3YrD6061V6_9uv2Wv-HtaOMyKD051jJuY7Xnq6sDpGVmp7uYScGIpbNw31Y5jfr-13zY8DRsAKwYd5P3ClaWkpmUlYkvNQXGpvmtHA_73hNPqR_4q8B658zVCnuw/s1600/sklad.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="80" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwUPdxrP-pmoWk5ZH3YrD6061V6_9uv2Wv-HtaOMyKD051jJuY7Xnq6sDpGVmp7uYScGIpbNw31Y5jfr-13zY8DRsAKwYd5P3ClaWkpmUlYkvNQXGpvmtHA_73hNPqR_4q8B658zVCnuw/s320/sklad.jpg" width="320" /></a></div>
<b style="background-color: white;"><span style="color: purple;"><br /></span></b>
<br />
Nie sposób przeprowadzić rozmowy ze wszystkimi, ale przy okazji chciałabym wymienić kilka blogów Sportowych Mam:<br />
<br />
<a href="http://biegajacabiomama.pl/" target="_blank">Biegająca Bio Mama</a><br />
<a href="http://domety.blogspot.com/" target="_blank">Hanka biega do mety</a><br />
<a href="http://sportymumkethryveris.blogspot.com/" target="_blank">Sporty Mum</a><br />
<a href="http://matkapolkatriathlonistka.pl/" target="_blank">Matka Polka Triathlonistka</a><br />
<a href="http://aniabiega.blox.pl/html" target="_blank">Ania Biega (już niedługo mama)</a><br />
<a href="http://www.biegaczki.pl/" target="_blank">Portal Biegaczki (sporo o kobiecej stronie biegania)</a>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-27840811609179409632015-11-28T21:58:00.000-08:002015-11-28T21:58:00.386-08:00Sportowe Matki cz. 6 - Ala<div class="MsoNormal">
Ostatni wywiad z cyklu "Sportowe Matki".</div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;">Ala - mama przedszkolaka i dopiero co narodzonego malucha, prowadzi
blog <a href="http://alasiesciga.blogspot.com/" target="_blank">Ala się ściga</a><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;"><br /></span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSw-yeMy5fzOgHOUT-gBgfdJ2kaem7_8zEVB09K6QpMIUM8bKnrbtqjec0vYHcvIiR2ynr_mjION_PmC997B8olH-Y2QSCMcjJYRCcIvDmn-y-9YME7LG2fj9iy3WJuDFuSWxS0fl6ZZU/s1600/ala.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSw-yeMy5fzOgHOUT-gBgfdJ2kaem7_8zEVB09K6QpMIUM8bKnrbtqjec0vYHcvIiR2ynr_mjION_PmC997B8olH-Y2QSCMcjJYRCcIvDmn-y-9YME7LG2fj9iy3WJuDFuSWxS0fl6ZZU/s320/ala.jpg" width="214" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jesteś superbohaterem (<a href="http://alasiesciga.blogspot.com/2015/10/superbohaterem-byc.html" target="_blank">tak piszesz na swoim blogu</a>)? Chyba musisz być. Dwoje dzieci,
bieganie i wyjazdy - jak to możliwe do pogodzenia?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Muszę być. Dobrze
powiedziane. Zwłaszcza w chwilach, kiedy totalnie tak się nie czuję. Wszystkie
to znamy: piżama do południa, młodsze dziecko płacze pół dnia, starszemu
włączam kolejną bajkę, w domu bałagan itd. Staję rozczochrana przed lustrem i
mówię „A właśnie, że jestem superbohaterem!”. Działa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jak godzę rodzinę z bieganiem? To łatwe. Nigdy nie
zapominam, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Dzieci nas naśladują,
biorą z nas przykład, uczą się od nas żyć z pasją i być szczęśliwymi. To moja
filozofia i tego bardzo mocno się trzymam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dodatkowo teraz na urlopie macierzyńskim jest mi dużo
łatwiej, 90% mojego czasu poświęcam rodzinie, więc wyrwanie się na godzinkę na
trening i zostawienie dzieci pod opieką taty, który spędza z nimi znacznie
mniej czasu niż ja, jest rozwiązaniem przynoszącym korzyści nam wszystkim.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Biegałaś w ciąży?
Czy odpuściłaś sobie treningi na 9 miesięcy?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Biegałam tylko na początku. Lekarz zalecił mi zmianę wysiłku
na łagodniejszy. Od piątego miesiąca ciąży towarzyszyły mi kijki i nordic
walking, w który wplatałam krótkie odcinki biegiem. Byłam aktywna do końca
ciąży. Na ostatni krótki trening wybrałam się dzień przed porodem. Nie
zrezygnowałam też z gór. W siódmym miesiącu ciąży pojechaliśmy w Tatry.
Wybieraliśmy oczywiście łagodne szlaki, ale świadomość, że mogę robić to co
naprawdę lubię dodawała skrzydeł.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Po ostatniej ciąży wróciłaś do biegania z przytupem, a
dokładniej startem w półmaratonie niecałe 10 tygodni po porodzie. Ciężko było? </b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie planowałam tego startu. Jakoś tak samo wyszło. Sam bieg
potraktowałam bardzo łagodnie, nie ścigałam się, nie walczyłam o życiówkę, po prostu
cieszyłam się z samego udziału. Oczywiście, zanim rozpoczęłam treningi,
skonsultowałam się z lekarzem. Kiedy dostałam zielone światło i pojawiła się
okazja startu w półmaratonie, rozpoczęłam regularne treningi. Najpierw były
marszobiegi, potem trucht przez 20 minut kilka razy w tygodniu. Ważne, żeby
zacząć wolno i rozważnie dokładać obciążenia. Dobrze jest mieć cel, znacznie
łatwiej jest wtedy zacząć i być konsekwentnym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>A po co w ogóle to bieganie? Nie lepiej by było
posiedzieć w domu? Poodpoczywać?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Czasem tak robię. Nakrywam głowę kołdrą i nie wstaję. Ale
jak człowiek raz spróbuje i poczuje te endorfiny, adrenalinę nie jest łatwo
wrócić do życia przed bieganiem. Ja odpoczywam w biegu. To jedyny czas, kiedy
jestem sama ze sobą, nikim się nie opiekuję, nie mam obowiązków, jestem sama
dla siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jakie masz plany/marzenia na 2016 rok?</b></div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chcę wrócić w góry. To cel numer jeden. Dodatkowo chciałabym
zebrać punkty wymagane do startu w Biegu Ultra Granią Tatr w przyszłym roku, w
tym celu muszę ukończyć przynajmniej dwa trudne biegi, z czego jeden na
dystansie ultra maratonu, jak to wyjdzie, czas pokaże.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Czy każda matka
może być taką superbohaterką jak Ty?</b><o:p></o:p></div>
Każda z nas jest superbohaterką. Nigdy o tym nie
zapominajmy.<br />
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;">Przeczytaj poprzednie wywiady:</span><br />
<span style="color: purple;">z <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz1-kasia.html" target="_blank">Kasią</a>, <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-2-agnieszka.html" target="_blank">Agnieszką</a>, <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-3-ewa.html" target="_blank">Ewą</a>, <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-4-ewa.html" target="_blank">Ewą </a>i <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-5-emilia.html" target="_blank">Emilią</a>.</span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-87206122206784181222015-11-26T21:43:00.000-08:002015-11-27T07:01:21.800-08:00Sportowe Matki cz. 5 - Emilia<div class="MsoNormal">
W ciąży, z małymi dziećmi, zapracowane i…zabiegane.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Biegające mamy opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.</div>
<div class="MsoNormal">
Poznajcie sześć matek biegaczek. Za dwa dni kolejny (ostatni) wywiad!<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;">Emilia - mama rocznej dziewczynki; prowadzi blog <a href="http://przyjemnosc-biegania.pl/" target="_blank">Przyjemność biegania</a></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNA2v7fAbrlNgYw8eCiJZIi27cyR6FlGHi2cgUSzvETD55n8kLb8g2pgGq0rbpmLKECApEhkvZxSocE5hAfAZWSPdKcUlVJmIwccITfGNmfyrvnQGawMBwHRwpeU2ZO0UxUxm_QgBz-4Y/s1600/emilia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNA2v7fAbrlNgYw8eCiJZIi27cyR6FlGHi2cgUSzvETD55n8kLb8g2pgGq0rbpmLKECApEhkvZxSocE5hAfAZWSPdKcUlVJmIwccITfGNmfyrvnQGawMBwHRwpeU2ZO0UxUxm_QgBz-4Y/s320/emilia.jpg" width="221" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="background-color: #fefefe; color: #373e4d; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif; font-size: 12px; line-height: 13.9636px; text-align: left; white-space: pre-wrap;"> fot. Sebastian Wojciechowski</span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Od jak dawna biegasz? </b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W 2010 roku zaczęłam przygotowywać się do mojego pierwszego
maratonu. Zakochałam się w tym sporcie i do tej pory mi nie przeszło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co uważasz za swój największy sukces biegowy?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Maraton Warszawski w 2012 roku. Mój wynik może nie powala:
4:28, ale przebiegłam cały dystans w dobrej formie, nieznacznie przyspieszając
na ostatnich kilometrach. Chociaż rok później udało mi się życiówkę nieznacznie
poprawić, to właśnie ten bieg uważam za najbardziej udany.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jak wyglądała Twoja aktywność sportowa w ciąży?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Na szczęście lekarz prowadzący nie miał nic przeciwko
bieganiu „dopóki będzie pani czuła, że ciąża przebiega normalnie”. Tylko czy
stan, kiedy w Twoim brzuchu porusza się mały człowiek, coś ci bulgocze i kopie
można uznać za normalny? Dla własnego spokoju w piątym miesiącu zaprzestałam
biegów i zastąpiłam je pływaniem. <br />
Za to do siódmego miesiąca regularnie
chodziłam na zajęcia gimnastyczne. W siódmym miesiącu na chwilę trafiłam na
oddział patologii ciąży w szpitalu. Sprawa okazała się błaha, ale po niej bałam
się wracać do aktywności fizycznej, pozostały mi tylko spacery.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jakie masz wspomnienia z pierwszego biegu lub pierwszej
aktywności fizycznej po porodzie?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Pierwsza aktywność – ćwiczenia dla kobiet w połogu, kilka
dni po porodzie. Były naprawdę łatwe, ale dla mnie wtedy potwornie męczące.
Najbardziej nieprzyjemne było kładzenie się na, powiedzmy sobie szczerze,
luźnym, obwisłym brzuchu. Spokojnie, to naprawdę z czasem zanika! Pierwszy bieg
– w sześć tygodni po porodzie, marsz przeplatany bardzo wolnym truchtem. Udało
mi się pokonać ze 3 kilometry i byłam tym wykończona.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Biegasz z wózkiem czy zostawiasz dziecko na czas
treningu?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie używam wózka biegowego, podczas moich treningów dziecko
zostaje w domu z tatą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Nazwa Twojego bloga to „Przyjemność biegania”. Czy
bieganie dla zmęczonej młodej matki może być przyjemnością?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Oczywiście! Niby męczę się dalej, ale głowa przy tym
naprawdę odpoczywa. Przy małym dziecku człowiek czasem ma wrażenie, że służy
już tylko do obsługi małego szkraba. Bieganie daje mi poczucie, że robię coś
dla siebie, moje potrzeby wciąż są ważne. Po udanym treningu jestem bardzo
zmęczona, ale szczęśliwa. Bez takiej odskoczni chyba bym zwariowała!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Czy teraz przygotowujesz się do jakiegoś konkretnego
biegu?</b><o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Tak, do Biegu Niepodległości (Emilia ukończyła ten bieg z czasem 52:30 - przy. red.). Za to w przyszłym roku chcę
powalczyć o nowe życiówki w półmaratonie i maratonie. Już obmyślam, jak
zorganizować moje treningi, by osiągnąć cel.<o:p></o:p><br />
<br />
<span style="color: purple; font-family: "times new roman";"><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-4-ewa.html" target="_blank">Przeczytaj poprzedni wywiad.</a></span><br />
<span style="color: purple; font-family: "times new roman";">Za 2 dni kolejny wywiad!</span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-6486521290821412222015-11-24T22:00:00.000-08:002015-11-25T00:11:15.683-08:00Sportowe Matki cz. 4 - Ewa<div class="MsoNormal">
Czwarty wywiad z cyklu "Sportowe Matki".<br />
<span style="color: purple; font-family: "times new roman";"><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-3-ewa.html" target="_blank">Przeczytaj poprzedni wywiad.</a></span><br />
<span style="color: purple; font-family: "times new roman";">Za 2 dni kolejny wywiad!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="-webkit-text-stroke-width: 0px; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; line-height: normal; orphans: auto; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 1; word-spacing: 0px;">
<div style="color: black; margin: 0px;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><span style="color: red;">Ewa - mama dwóch nastoletnich chłopaków; prowadzi blog <a href="http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/" target="_blank">Do przodu i w górę</a><br /><br /><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1waKRTamlakdCFnE3UKCwKYqfkP7xUw2QQIh4yfiPGVTPf3JWZsVSWHyJIdSyGaqNXwZeLRgM9s1IiRkLB9rFDPAX5FMtQfAB9JK-n35rwjAORcvxyrpMCYKS2aC0puLlyqSor0eYXDU/s1600/ewa+siw.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1waKRTamlakdCFnE3UKCwKYqfkP7xUw2QQIh4yfiPGVTPf3JWZsVSWHyJIdSyGaqNXwZeLRgM9s1IiRkLB9rFDPAX5FMtQfAB9JK-n35rwjAORcvxyrpMCYKS2aC0puLlyqSor0eYXDU/s320/ewa+siw.jpg" width="296" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><span style="color: red;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>Masz rodzinę, pracę,
i - jak na amatorskie bieganie - niezłe wyniki. Jak udaje Ci się to wszystko
pogodzić?<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Nie zawsze to da się pogodzić, ale na pewno pomagają mi te
trzy rzeczy: <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
1) kiedy mam jakiś cel biegowy na horyzoncie, to traktuję go
jako priorytet i jestem gotowa do tzw. "poświęceń", czyli nie
odpuszczam treningów, cisnę na nich ile wlezie, staram się też robić ćwiczenia
rozciągające, wzmacniające i jakoś sensownie się odżywiać, w sensie nie
alkoholizowania się i niejedzenia fast foodowego chłamu. Przed ważniejszymi
startami korzystam z pomocy trenera. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<br />2) mam tego farta, że jako freelancer pracuję w domu. Zdaję
sobie sprawę, że to bardzo ułatwia treningi, bo nie muszę się zrywać na
bieganie o świcie ani latać po nocy, tylko mogę sobie zrobić przerwę w pracy w
ciągu dnia. No chyba że akurat mam taki zachrzan, że faktycznie do biegania
zostaje godzina 22. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<br />3) mieszkam z trzema
bardzo wyrozumiałymi facetami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>W dodatku poza
bieganiem lubisz też inne dyscypliny. Na czym teraz bardziej się skupiasz?<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Teraz najbardziej na bieganiu, ale miałam w swoim życiu
długie okresy totalnej zajawki na inne aktywności - rower, windsurfing, narty,
wspinanie. Teraz każdą z tych dyscyplin nadal uprawiam, ale poza regularnym
wspinaniem i częstym rowerem, pozostałe w wymiarze raczej wakacyjnym. Gdyby
doba miała więcej godzin albo ja mniej zobowiązań i więcej kasy, to bym śmigała
na deskę albo w skały co tydzień! <br />
Do tej pory jak wieje mocny wiatr w
Warszawie, to nie mogę usiedzieć na miejscu i ciągle myślę, jak to fajnie by
było teraz popływać. Bieganie jest super i przez różne starty oraz górskie
przygody bardzo się w nie wkręciłam, ale nigdy nie będzie dla mnie jedynym
sportem, bo za bardzo lubię te pozostałe. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>Co uważasz za swój
największy sukces biegowy? <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Zdecydowanie 3. miejsce wśród teamów kobiecych na Rzeźniku i
osiągnięty tam w debiucie czas (11:54).<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>Jakie masz biegowe
marzenie?<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Szczerze? Żeby mnie omijały kontuzje, przez które nie mogę
biegać. Ostatnio dopadają mnie problemy tego typu, więc naprawdę za gwarancję
zdrowia oddałabym wiele. A dwa inne marzenia, już takie bardziej konkretne, to
dać radę w kwietniu na zawodach ultra na Maderze (85 km i + 4400 m do góry)
oraz pobiec kiedyś Big Sur Marathon w Kalifornii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>Co na bieganie Twoja
rodzina? Traktują to jak fanaberię? Podziwiają? Czy może naśladują?<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Na pewno, jak już napisałam, tolerują i nie robią problemów.
Myślę, że odkąd zaczęłam porywać się na trochę bardziej hardcorowe biegi i
wychodzić z nich w miarę zwycięsko, w sensie kończyć w dobrym czasie, są w
jakimś sensie ze mnie dumni. <br />
Mama oczywiście się zamartwia, że rujnuję sobie
zdrowie, ale po Rzeźniku przekonała się, że ultra nie zabija, więc teraz już ze
spokojem przyjmuje zapowiedzi kolejnych biegów. Niestety naśladowców w rodzinie
jakoś nie mam - ale ziarno zasiane może kiedyś zakiełkuje. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>Poza własnymi treningami
prowadzisz też biegową grupę dla kobiet. Co to są za spotkania?<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Dwa lata temu przyszło mi do głowy, żeby podzielić się z
kimś swoją pasją i założyć lokalny babski klub biegowy. Zgłosiło się trochę
chętnych i tak ruszyły Gazele i Pumy. Jest to klub raczej kameralny,
szczególnie jego stałe grono, ale czasem pojawiają się nowe biegaczki (przy
okazji zapraszam wszystkie chętne kobitki - więcej informacji o treningach
tutaj: <a href="https://www.facebook.com/GazeleiPumy/" target="_blank">FB Gazele i Pumy</a>). <br />
<br />
Biegamy regularnie od 2 lat i co
tydzień w środku tygodnia robimy około 8-10 km, a dodatkowo czasem biegamy po
lesie w weekendy rano. Daje mi to mega radochę, bo po pierwsze jest to bardzo
fajny czas, kiedy można się wyluzować i połączyć sport z babskim plotkowaniem,
a po drugie widzę jak dziewczyny robią postępy. W tym roku startowałyśmy razem
w Biegu Niepodległości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<b>Jakbyś miała dać
jedną radę matkom, które chciałyby zacząć bieganie, to co by to była za rada?<o:p></o:p></b></div>
<div style="color: black;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
Wiadomo, że można znaleźć mnóstwo wymówek i przeszkód, ale
bieganie to jest serio najłatwiejszy i najtańszy sport do ogarnięcia przy
obowiązkach domowych, bo nie wymaga dojazdów do żadnych klubów czy innych
obiektów. Można wyjść za próg domu i zacząć biec, a nawet pół godzinki robi
swoje. <br />
Na początku zawsze będzie męcząco, ale z czasem oddech się uspokoi,
tempo i dystans wzrośnie, a sylwetka zrobi się fajniejsza. No i dzięki bieganiu
można poznać świetnych ludzi - tak było u mnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="color: black;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: purple;"><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-3-ewa.html" target="_blank">Przeczytaj poprzedni wywiad.</a><br />Za 2 dni kolejny wywiad!</span></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-17724806086355016342015-11-22T22:00:00.000-08:002015-11-22T22:00:00.925-08:00Sportowe Matki cz. 3 - Ewa<div class="MsoNormal">
W ciąży, z małymi dziećmi, zapracowane i…zabiegane.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Biegające mamy opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.</div>
<div class="MsoNormal">
Poznajcie sześć matek biegaczek. Co drugi dzień kolejny wywiad!<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;">Ewa – mama trzyletniego chłopca; razem z mężem prowadzi blog <a href="http://biegajacewalczaki.blogspot.com/" target="_blank">Biegające Walczaki</a><br /><br /><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGcyXikE9Y90Xr0kWBM_avM5ToWqJumkIJfktpuDsMa3uqAfNWVpYp7GcwAt4riq9hUscAXQ-AtyrRaC8I03jJIS9TTOfiauWNEgnE_CjtgKbA9aLb3qFTU2L8UAdZPM3yYlJ6nrUkSo8/s1600/ewa+wal.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGcyXikE9Y90Xr0kWBM_avM5ToWqJumkIJfktpuDsMa3uqAfNWVpYp7GcwAt4riq9hUscAXQ-AtyrRaC8I03jJIS9TTOfiauWNEgnE_CjtgKbA9aLb3qFTU2L8UAdZPM3yYlJ6nrUkSo8/s320/ewa+wal.jpg" width="320" /></a></div>
<b><span style="color: red;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Biegacie
razem z mężem. Kto kogo wciągnął w bieganie? Jak to się zaczęło? <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
To bardzo trudne pytanie. Mój mąż już wcześniej biegał, nawet
brał udział w zawodach, ale jakoś porzucił tę aktywność. Oczywiście namawiał
mnie na wspólne treningi, jednak nie miałam nigdy na nie ochoty i wolałam swój
fitness. <br />
Przełomem były wakacje 2013 roku. Już od stycznia próbowałam zrzucić
nadwagę po ciąży, ćwicząc z Chodakowską i innymi trenerkami. W lipcu
przyjechała na wakacje moja bratanica i zajęła mi pokój do ćwiczeń. Pewnego
wieczoru zamiast zrobić tzw. dywanówkę, wyszłam pobiegać i już tak zostało. A
mąż, widząc jak się wkręcam, odkopał z szafy buty do biegania i zaczął trenować
ze mną. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co
uważasz za swój największy biegowy sukces? </b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To, że w ogóle biegam! Nienawidziłam biegać. Jeszcze w
szkole średniej nie potrafiłam przebiec 600 metrów nie zatrzymując się. Inne
ćwiczenia proszę bardzo, ale bieganie? Nigdy. I gdyby ktoś mi wtedy powiedział,
że będę wychodzić na trening przy temperaturze -15 st. C w śniegu po kostki
wysłałabym go do najbliższego szpitala psychiatrycznego. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Wychodzicie
razem z mężem na treningi? Jak udaje Wam się ogarnąć pracę, opiekę nad
dzieckiem i jeszcze bieganie? </b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Czasem się nam udaje. Było łatwiej, gdy mieszkała z nami
mama męża. Wtedy nie martwiliśmy się o opiekę nad Młodym. Kładliśmy syna spać i
śmigaliśmy razem. Teraz ustawiamy sobie treningi naprzemiennie. Moim zdaniem
jak ktoś chce, to znajdzie godzinę dziennie na trening, mimo nawału obowiązków
i ciągłej gonitwy. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Wasz syn
też się wkręcił w bieganie? W jakich biegach wziął udział?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Tak, Olek bardzo się wkręcił. Nie mamy lepszego kibica!
Widząc jak przynosimy medale po biegach, też sam chciał je zdobywać. Jego
pierwszy bieg to naprawdę było wyzwanie. Pojechaliśmy na Zimowy Maraton
Bieszczadzki do Cisnej. W jego ramach były też biegi dla dzieci. Olek
zadebiutował w zimowym biegu górskim na dystansie 70 m. <br />
Drugi bieg był w Pile,
w ramach Muzycznej Ćwiartki, gdzie był ostatni, ale też dystans był bardzo duży
jak na trzylatka. Przebiegł ze mną 1 km. <br />
I ostatni bieg. Największy sukces –
sami w to nie wierzymy i nadal jesteśmy w szoku – był najlepszy z roczników
2012 i młodszych w Biegu Bąbla (100 metrów) podczas imprezy Młodzi Bohaterowie Narodowego w
ramach Maratonu Warszawskiego. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Spodziewacie
się czwartego członka rodziny. Z przyczyn zdrowotnych nie możesz teraz biegać.
Jak to znosisz? </b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Oj kiepsko. Przed ciążą czytałam wywiady z mamami, bardziej
lub mniej profesjonalnymi biegaczkami, o tym jak biegały do 7 miesiąca. I
miałam nadzieję na to samo. Niestety, każdy organizm i ciąża jest inna, i ze
względu na dziecko nie chcę ryzykować. Pozostaje mi nordic walking, basen i
pilates dla ciężarnych przed TV. <br />
<br />
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co daje
Ci bieganie? </b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wolność. Radość. Uśmiech. Szczęście. Relaks. I mogłabym tak wymieniać
i wymieniać. Życie na biegowym haju jest po prostu fajniejsze. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co jest
Twoim biegowym marzeniem?</b><o:p></o:p></div>
Biegać jak najdłużej bez kontuzji. I jeszcze coś. Oglądałam
film dokumentalny TVP Rzeszów o Biegu Rzeźnika. I w nim występowało małżeństwo,
tak na oko po pięćdziesiątce. Biegli razem w tej imprezie po raz 10. Moim
cichym marzeniem jest pobiec Rzeźnika z mężem.<br />
<br />
<span style="color: purple;"><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz-2-agnieszka.html" target="_blank">Przeczytaj poprzedni wywiad.</a></span><br />
<span style="color: purple;">Za 2 dni kolejny wywiad!</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-62236921812093367572015-11-20T22:00:00.000-08:002015-11-21T01:20:23.630-08:00Sportowe Matki cz. 2 - Agnieszka<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
Poznajcie sześć matek biegaczek, które opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom, jak zacząć biegać.<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Dziś drugi wywiad z cyklu "Sportowe Matki". Za dwa dni kolejny wywiad!<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;">Agnieszka – mama trójki; prowadzi blog <a href="http://matkabiega.blogspot.com/" target="_blank">Matka Biega</a><br /><br /><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBMWqk-XGgMiu-jU5xezarW3WVVBUsPA3WMncZ8v66fiOlW3_7adR0tc0Cg4GYP8snNI6hu3U9wao-M_fSYK6-Y84jfOck6Lfo-weGlyuehak9e0g5jgmnGZodQP-HSKmvx0mR6XqDsb4/s1600/agnieszka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBMWqk-XGgMiu-jU5xezarW3WVVBUsPA3WMncZ8v66fiOlW3_7adR0tc0Cg4GYP8snNI6hu3U9wao-M_fSYK6-Y84jfOck6Lfo-weGlyuehak9e0g5jgmnGZodQP-HSKmvx0mR6XqDsb4/s320/agnieszka.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jesteś matką trójki dzieci. To chyba jakaś ściema, że
znajdujesz jeszcze czas na bieganie. W dodatku bieganie w Twoim wykonaniu to
nie jakieś truchciki po parku, a maratony i ultramaratony, które pokonujesz w
zatrważającym tempie. Jak znajdujesz czas na trenowanie?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
"Zatrważające tempo". Chyba jeszcze nikt tak nie
powiedział o moim bieganiu. Ok - wyszłam jakiś czas temu poza truchtanie
dookoła domu, rzeczywiście zaczęłam mierzyć się z dystansami, które jeszcze
rok, dwa lata temu wydawały mi się niewyobrażalne. Ale wśród biegaczy znajdzie
się sporo matek z dziećmi, które są o niebo szybsze ode mnie. <br />
Trójka dzieci
stwarza pewne kłopoty logistyczne. Ale przecież nie jestem samotną matką, mój
mąż ma również trójkę dzieci! Mam o tyle łatwiej, że aktualnie nie pracuję
zawodowo. W okresie, gdy pracowałam, starałam się biegać wcześnie rano, albo
truchtać za dzieciakami jadącymi na rowerach do szkoły i przedszkola. Zdarzało
mi się wracać biegiem z pracy. No i zawsze zostają wieczory, po ogarnięciu
dzieciaków, ustaleniu kto pierwszy wychodzi, bo małżonek również biega.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co na to wszystko Twoja rodzina? Nie mają Cię za
wariatkę?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Moi rodzice jakoś ze spokojem to wszystko przyjmują. Nawet
jeśli uważają mnie za wariatkę - nie mówią mi tego. W teściowej mamy duże
wsparcie, bo sama wciągnęła się w nordic walking i startuje w różnych zawodach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co jest Twoim największym sukcesem biegowym? I czy to
było w czasach przedmatczynych, w trakcie czy po?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W czasach przedmatczynych nie biegałam. Znaczy dawno temu w
podstawówce, bo chodziłam do klasy sportowej, ale to było po pierwsze ponad 20
lat temu, a po drugie byłam raczej jedną ze słabszych osób w mojej klasie.
Pomiędzy kolejnymi dziećmi usiłowałam truchtać, ale tak się jakoś złożyło, że
co zaczynałam, to zachodziłam w ciążę. Na serio - w sensie, że wytrwałam,
wciągnęłam się i tym razem nie zaciążyłam - za bieganie wzięłam się trzy lata
temu. Byłam zmęczona słabą odpornością, ciągłym chorowaniem i antybiotykami.
Miałam nadzieję, że bieganie mi pomoże. <br />
Największym sukcesem sportowym jest dla
mnie ukończenie Biegu Rzeźnika, w którym razem z Ewą, też zresztą matką,
zajęłyśmy trzecie miejsce wśród kobiet. Jakby ktoś, te trzy lata temu, gdy
umordowana zapaleniem płuc i dwutygodniowym pobytem w szpitalu ledwo
przetruchtałam kilometrowe kółko po parku, powiedział, że stanę na starcie
ultramaratonu, pokonam ponad 70 kilometrów i jeszcze stanę na podium - to bym
go wysłała do psychiatry. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>A co jest Twoim biegowym marzeniem?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chciałabym, niezależnie do tego czy będę biegać szybciej czy
wolniej, czy to będzie bieg na 5 km czy górskie ultra, czerpać z tego radość. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jakbyś miała dać jedną radę matkom, które chciałyby
zacząć bieganie, to co by to była za rada?</b><o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Bieganie jest aktywnością, którą najłatwiej przy dzieciach
zrealizować. Nie potrzeba żadnych karnetów, nie trzeba jechać na drugi koniec
miasta. Można to robić i w dzień, i wieczorem. Gdy jest ciepło i gdy jest
chłodniej. W słońcu i w deszczu. W parku, między blokami, po chodniku, pod
górkę, z górki, w lesie, w mieście. Z koleżanką i samemu. Z dzieckiem w wózku,
za dzieckiem na rowerku, bez dziecka. Z mężem i bez męża. Wystarczy założyć
buty. I wyjść.<o:p></o:p><br />
<br />
<span style="color: purple;"><a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/11/sportowe-matki-cz1-kasia.html" target="_blank">Przeczytaj poprzedni wywiad.</a></span><br />
<span style="color: purple;">Za 2 dni kolejny wywiad!</span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-41685688747057974882015-11-18T21:42:00.000-08:002015-11-18T21:42:36.878-08:00Sportowe Matki cz.1 - Kasia<div class="MsoNormal">
Z małymi dziećmi, niektóre w ciąży, zapracowane i…zabiegane.<br />
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Biegające mamy opowiadają o tym, jak łączą wiele rozmaitych
obowiązków z treningami. Zwierzają się z przeciwności, jakie stają im na
biegowych ścieżkach. Zdradzają swoje biegowe marzenia i radzą niebiegającym mamom,
jak zacząć biegać.</div>
<div class="MsoNormal">
Poznajcie sześć matek biegaczek. Dziś wywiad z Kasią, a potem pięć kolejnych wywiadów - co drugi dzień!</div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<b><span style="color: red;">Kasia – mama dwójki przedszkolaków, prowadzi blog <a href="http://biegajacamatka.blogspot.com/" target="_blank">Biegająca Matka</a> <o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXUcSxDIjufWyOySQq5RU3BM_96aG6p0V9UnaQS3LmWz9fuYWhFAgGa54wTaBwXrVF5NjQs4eHXUcqPlpyCykg6WZa-pPmf6bvTGNDKotDjGaa7-snhvhOP5PUiuaxiltABapIONCZHVI/s1600/kasia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXUcSxDIjufWyOySQq5RU3BM_96aG6p0V9UnaQS3LmWz9fuYWhFAgGa54wTaBwXrVF5NjQs4eHXUcqPlpyCykg6WZa-pPmf6bvTGNDKotDjGaa7-snhvhOP5PUiuaxiltABapIONCZHVI/s320/kasia.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jak się
zaczęło Twoje bieganie?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Początki biegania miałam dwa. Jeden w 2008 roku, kiedy to
jeszcze z narzeczonym postanowiliśmy zacząć biegać i za pierwsze pieniądze
zarobione na stażu kupiłam sobie biegowe buty. Było to bieganie nieregularne, w
zwykłych dresach a'la Rocky, nie było mowy o startach w jakichkolwiek zawodach,
nie było Endomondo i innych cudów na kiju. A potem od 2010 byłam ciągle w
ciążach - do stycznia 2013 (w międzyczasie trochę biegałam). I jeszcze w ciąży
zapisałam się pierwsze w życiu biegowe zawody. 10 kilometrów 7 tygodni po
porodzie. Czyste szaleństwo, które trwa do tej pory.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Na swoim
blogu przyznajesz otwarcie: walczysz z
nadwagą. Ale chyba z coraz większymi sukcesami?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Moja waga moją zmorą. Całe życie miałam skłonności do tycia
i całe (dorosłe) życie bardzo się pilnowałam z jedzeniem. A w ciążach dałam
czadu. "Skoro jestem w ciąży to co sobie będę żałować" -to głupie,
wiedziałam to wtedy i wiem to teraz. Po pierwszej ciąży zostało niewiele
balastu, za to podczas drugiej dorobiłam się ponad 20 kg gratisu, który nie
chciał zejść. Doszły zaburzenia tarczycy i inne choroby metaboliczne związane z
gospodarką hormonalną. <br />
Zgubienie ponad 20 kg okazało się wyzwaniem na miarę
zdobycia Everestu. Podejść do dietetyków miałam kilka, a może kilka naście. Tak
naprawdę do profesjonalisty trafiłam zupełnie niedawno. I powoli, powoli
pojawiają się efekty. Po miesiącu, kiedy kilogramy leciały jak szalone, waga
stoi i nie chce ruszyć. Ale łapię byka za rogi i nie poddaję się, bo teraz już
wiem, że to normalne i trzeba ten okres spokojnie przeczekać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Udaje
się połączyć trening z zajmowaniem się dwójką maluchów?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Na bieganie zawsze da
się wygospodarować czas tak, że nikt nie ucierpi. Biegam przeważnie wieczorami,
kiedy wykąpię i położę towarzystwo spać. Kwestia dobrej logistyki. Kiedy
biegam, dzieciaki już śpią i właściwie nie ma problemu z połączeniem tego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co
uważasz za swój największy sukces biegowy?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Sam fakt, że biegam tak długo. Jestem w gorącej wodzie
kąpana i obawiałam się, że tak szybko jak zachłysnęłam się bieganiem, tak
szybko mi to minie. A to trwa i trwa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Jakie
masz plany biegowe na 2016 rok?</b><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Plany są ambitne. 8 grudnia okaże się czy jedziemy z mężem
na majowy Bieg Rzeźnika. Od tego zależy co będzie się działo dalej. Mam plany
sięgające 2017 roku i wszystko zależy właśnie od tego, czy zostaniemy
wylosowani na Bieg Rzeźnika. Od lat marzy mi się start w Biegu Ultra Granią
Tatr, jednak by tego dokonać trzeba zebrać konkretną liczbę punktów w biegach
górskich. W 2016 roku zatem będę zbierać punkty, by móc się zakwalifikować na
BUGT 2017. Na pewno będę chciała wiosną poprawić życiówki na asfalcie: 10 km i
21 km, i na pewno nie zabraknie mnie w Krynicy na wrześniowym Festiwalu Biegów.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<b>Co byś
doradziła matkom, które chciałyby zacząć biegać? </b><o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Żeby nie słuchały "dobrych rad" od innych. Żeby
metodycznie i spokojnie podeszły do tej aktywności i nie przejmowały się, że na
początku ciężko złapać oddech. To minie. I potem będzie fantastycznie. I żeby
zaczęły od zakupu stanika do biegania. <o:p></o:p><br />
<br />
<span style="color: purple;">Za 2 dni kolejny wywiad!</span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-56489051735965106302015-11-17T02:51:00.004-08:002015-11-17T06:43:58.262-08:00Bieg Niepodległości. Pokolenia biegną…<div class="MsoNormal">
<span style="background-color: #fefefe; color: #373e4d; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">Dwa dni przed biegiem coś łupnęło mi w kręgosłupie i bieg stanął pod znakiem zapytania. Na szczęście organizm ma zdolności samonaprawcze i stawiłam się na linii startu. Ale nie o kręgosłupie chciałam napisać, a o tym, że Bieg Niepodległości był szczególny co najmniej z trzech powodów:</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">1) Biegliśmy w trzy pokolenia. Mój tata, Marysia w wózku, no i ja.</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">To tata zaraził mnie bieganiem. Biegał jeszcze w latach 70-tych, gdy było to w Polsce zupełnie niepopularne, a ludzie na widok biegnącego pukali się w czoło. Kiedyś tacie bieganie szło naprawdę nieźle. Ale nie brał udziału w wielu zawodach, bo po prostu ich praktycznie nie było. Dopiero teraz, może powalczyć o medale. A kto wie, może jak przeskoczy do kategorii M70 to będzie mógł łatwiej wywalczyć jakieś podium?</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;"><br /></span></span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxbELgA6gqYA28lqK94JLWPC7Rwbed5WPcIS_YgtRaKbiupiF-1A_F2siot7-C1i-NLu0gIrSnTuaWxQ5fdB48D8pfCgNd7yumTQrcYDCLepwGyJ2Qfs698mETQQu0GGNnoawWKN1AtZ4/s1600/bn2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxbELgA6gqYA28lqK94JLWPC7Rwbed5WPcIS_YgtRaKbiupiF-1A_F2siot7-C1i-NLu0gIrSnTuaWxQ5fdB48D8pfCgNd7yumTQrcYDCLepwGyJ2Qfs698mETQQu0GGNnoawWKN1AtZ4/s320/bn2.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: 12.8px;">fot. Kuba</span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">Podejrzewam, że Marysia była najmłodszym uczestnikiem biegu. Co prawda na trasie mijało mnie sporo rodziców z maluchami, ale chyba wszystkie wózki były dla siedzących już dzieci. A Marysi do siedzenia jeszcze daleko. Czy kiedyś moje dziewczyny polubią bieganie i czy pokonają kiedyś 10 kilometrów na własnych nogach?</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">Dla mnie z kolei była to pierwsza „dycha” po porodzie. Biegło mi się lekko, mimo pchania zwykłego (nie biegowego) wózka. Czas oczywiście daleki od życiówki, ale nie o czas tym razem chodziło. Czy kiedy będę w wieku mojego taty też dam radę przebiec te 10 kilometrów?</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlmuL77IUZdALQQrH2ggprRmJIikGdKhdrsCgxXsKp3TBNxCETx0mQEroruqV1_AQz8VE-oJPNOxiHZbyBvnjyj-30cg-sBPktJbnJ9LnrH5OQO4QWmtidffyFJgK8Q-nahQMakZgonOQ/s1600/bn4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlmuL77IUZdALQQrH2ggprRmJIikGdKhdrsCgxXsKp3TBNxCETx0mQEroruqV1_AQz8VE-oJPNOxiHZbyBvnjyj-30cg-sBPktJbnJ9LnrH5OQO4QWmtidffyFJgK8Q-nahQMakZgonOQ/s320/bn4.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Kuba</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">2) Listopad, a szczególnie Bieg Niepodległości to dla mnie czas wspomnienia o Staszku. Koledze ze studiów i z biegania. Kiedyś biegliśmy razem na tej trasie. Dla Staszka czas nie zawsze się liczył. Pamiętam, jak kiedyś </span></span><span style="background-color: #fefefe; color: #373e4d; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">zającował Kubie biegnąc kilka kroków przed nim i zachęcając do szybszego biegu. Sam pokonałby tę trasę o wiele szybciej.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">Teraz na Biegach Niepodległości biega rodzina Staszka; Jego rodzice dzielnie pokonują te 10 kilometrów już od kilku lat. Czas leci. Od kiedy nie ma Staszka urodziły się moje dziewczyny. Pokolenia biegną. A Staszek zawsze zostanie młody.</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="color: #373e4d;"><span style="background-color: #fefefe; font-size: 18.6667px; line-height: 21.4667px;">3) Bieg Niepodległości to też dla mnie chwila refleksji o historii. Za trzy lata będziemy obchodzić setną rocznicę niepodległości. Niby tak dużo. A jednak to tylko dwa pokolenia temu (mój dziadek urodził się w 1899 roku). Sto lat temu Polski formalnie nie było. Jak będzie za kolejne sto lat? Jak będą wówczas żyły moje prawnuki? W jakim świecie przyjdzie nam wkrótce żyć i co zostawimy naszym dzieciom?</span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-76642135623721669332015-11-10T03:58:00.002-08:002015-11-10T04:53:18.544-08:00III Noc STO-nogi - czyli nasza czwórka na bieguPo raz pierwszy stanęliśmy całą czwórką na biegu!<br />
<br />
Wzięliśmy udział w biegu nocnym STO-nogi, czyli biegu organizowanym przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe w Milanówku.<br />
<br />
Trzeba przyznać, że forma biegu jest bardzo ciekawa i rzadko spotykana:<br />
są trzy godziny i pętla o długości około 1600 metrów. Wygrywa osoba, która przebiegnie najwięcej pętli. Można zrobić jedną pętlę, można robić przerwy. A więc jest to bieg dla każdego.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi46cqqaiTuussehM_JIMN5qsSZRVccJTZlooETEmqCiKs5YW_eRAcoklkqqxSV3mh7F5vF4T6fYzeobSixr4k7C_3dhQWRCFB_q1n6PUH8vhNxFLuXby_QDzjxLqXpvsJ40nrVGMoqkHQ/s1600/DSCF1959.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi46cqqaiTuussehM_JIMN5qsSZRVccJTZlooETEmqCiKs5YW_eRAcoklkqqxSV3mh7F5vF4T6fYzeobSixr4k7C_3dhQWRCFB_q1n6PUH8vhNxFLuXby_QDzjxLqXpvsJ40nrVGMoqkHQ/s320/DSCF1959.JPG" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Przed startem, już z galaretką. fot. Kuba</td></tr>
</tbody></table>
Na starcie zjawiliśmy się po raz pierwszy we czwórkę. Byli także nasi znajomi: Ewa, Krystian i Olek (lat 3,5), a także setka innych uczestników. Jak to na takich kameralnych biegach - panowała bardzo miła atmosfera. Na starcie, będącej zarazem metą paliło się solidne ognisko, można było upiec kiełbasę i dostać miskę grochówki. Wiele osób przyniosło własnego wyrobu ciasta i sałatki. My przynieśliśmy galaretki.<br />
<br />
I właśnie przez tę galaretkę Zosia nie chciała wystartować. Dorwała kubeczek i jadła. A ciężko biec i jeść! Tak więc pierwsze jakieś 200 metrów pokonała u taty na barana (zrzucając mu na włosy i okulary nieco galaretki). Ale potem już szła sama. Marysia spała w chuście. Przeszliśmy jedną pętlę, podczas gdy wielu biegaczy śmigało już kolejne kółka. Zwycięzca pokonał 22 okrążenia.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinB0JrZ3cwpIAC_uCEtXpXdFe-D6TBKyUnpspRaqXdpFplKjip16rugaISKiGeyQa58axzTB74GnWejPAoSf0fNTsMEAXjKDQn82JrwPbbOd0bwayZEkuMAR0EBjOSlfWwKHXhJuFpsnQ/s1600/DSCF1970.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinB0JrZ3cwpIAC_uCEtXpXdFe-D6TBKyUnpspRaqXdpFplKjip16rugaISKiGeyQa58axzTB74GnWejPAoSf0fNTsMEAXjKDQn82JrwPbbOd0bwayZEkuMAR0EBjOSlfWwKHXhJuFpsnQ/s320/DSCF1970.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">My powolutku. Inni już na drugim kółku. <span style="font-size: 12.8px;">fot. Kuba</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-39305844322306670352015-10-04T04:56:00.003-07:002015-10-04T05:01:34.556-07:00Pierwsza przebieżka i niby-planyJuż od kilku dni korciło mnie, żeby pójść na pierwszą poporodową przebieżkę. Ale najpierw byliśmy wszyscy nieco zagluceni, a od dwóch dni męczy mnie ból szyi (zawiało mnie czy co?) i mogę odwracać głowę tylko w prawą stronę! Ale pogoda dziś taka piękna...<br />
A więc wychodzę! Tym bardziej, że Zosię porwali dziś dziadkowie. Logistyka z wyjściem jest co najmniej dwa razy łatwiejsza.<br />
<br />
Po urodzeniu Zosi bieganie szło mi na początku bardzo opornie. Przez ładnych kilka tygodni byłam w stanie przebiec tylko kilkaset metrów w ciągu. Mając to w pamięci, zaczynam bardzo ostrożnie. Z resztą i tak nie mogłabym pędzić, bo przecież pcham przed sobą najzwyklejszy wózek (na wózek biegowy Marysia jest jeszcze o wiele za mała).<br />
<br />
Biegnie się zupełnie dobrze. Serce i płuca najwyraźniej nie zapomniały zeszłorocznych biegów. Uda i łydki też całkiem świeże. Za to wszystko co pomiędzy - masakra! Brzuch po cesarskim cięciu i rozciągnięte ciążą mięśnie brzucha dają się we znaki. Czuję się jak matrioszka, której dwie części nie zostały do końca skręcone. Góra swoje, dół swoje, a pomiędzy, jakby nic nie było. I tu apel: biegaczu, szanuj i ćwicz swój brzuch nie mniej niż nogi!<br />
<br />
Tak sobie człapię z wózkiem i obmyślam co i jak w przyszłości. Przez najbliższe kilka tygodni, a nawet miesięcy moim treningami będzie właśnie takie człapanie. Bo na żadne szybsze biegi na razie się nie nadaję. A poza tym, w najbliższym czasie na pewno będę karmić Marysię - czyli trudno będzie się wyrwać bez niej. A z wózkiem - wiadomo - pędzenia nie ma. <br />
<br />
Do wiosny to jest taki mój niby-plan: człapać ile wlezie, z czasem może to będzie trochę szybsze człapanie. Do lata raczej nie zaliczę żadnego dłuższego biegu, co najwyżej "piątki" i "dyszki" z wózkiem. Jeśli się uda zapisać na Bieg Niepodległości to przeczłapię z Marysią w wózku <a href="http://sportowamama.blogspot.com/2013/05/pierwsze-zawody-biegowe-zosi.html" target="_blank">(Zosia zaliczyła swój pierwszy wózkowy bieg, gdy miała 6 tygodni</a>). Z kolei jesienią 2016 bardzo bym chciała wreszcie złamać 4 godziny na maratonie (<a href="http://sportowamama.blogspot.com/2014/09/maraton-warszawski-2014.html" target="_blank">dotychczasowy rekord to 4:12</a>). Ale to dopiero za rok...<br />
<br />
A więc niby-plan jest. Tymczasem wracam do domu po pierwszej przebieżce. Staram się tylko nie patrzeć na swoje odbicie w szybach, bo z nadmiarowymi kilogramami jednak jakoś mi nie do twarzy. Mimo to czuję się świetnie. Jak dobrze się troszkę zmęczyć!<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4209Rz6Rm3ZS_jkAIy0GQhgpzM0cT-_j_TxbLaYl9i-aEVsLk1ap5OKu2arB5gHuVL7qr501Cpt8aqWkcP9Cah7IWS7HwuGVKBkIMDHDAZAMU97eg96Czu6Ssd1H951q-6zLWnHXGit4/s1600/czlap.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4209Rz6Rm3ZS_jkAIy0GQhgpzM0cT-_j_TxbLaYl9i-aEVsLk1ap5OKu2arB5gHuVL7qr501Cpt8aqWkcP9Cah7IWS7HwuGVKBkIMDHDAZAMU97eg96Czu6Ssd1H951q-6zLWnHXGit4/s320/czlap.jpg" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">człapu człapu</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Trzy kilometry w "zawrotnym" tempie 8 min/km. Ale to już jest coś ;)<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-75724550351661218732015-10-01T01:15:00.000-07:002015-10-01T01:40:52.771-07:00"Połóg" czyli wesołe szaleństwo podwójnej matki<a href="http://sportowamama.blogspot.com/2015/09/marysia.html" target="_blank">I tak oto</a> zostałam matką drugiej cudownej dziewczynki.<br />
Kiedy urodziła się Zosia zdawało mi się, że mam sporo roboty przy dziecku.<br />
Teraz zastanawiam się na co ja traciłam cenny czas. Z dwójką to dopiero jest robota!<br />
Moja kuzynka (matka trójki) powiedziała mi kiedyś, że przy dwójce to w sumie jest luzik, bo jeden rodzic może się zająć jednym, a drugi drugim dzieckiem. Przy trójce - to dopiero jest robota!<br />
...<br />
<br />
Jestem jeszcze w okresie połogu, który teoretycznie trwa 6 tygodni. Jest to czas, gdy matka dochodzi do siebie po trudach porodu. Słowo "połóg" wzięło się od "polegiwania". Ha ha ha! Polegiwanie zakończyło się po dwóch dniach w szpitalu, wraz z powrotem do domu. Jak przy dwuletnim dziecku polegiwać?<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcOdDwVUseyCqKmWBODwoKPDMosmafuUPjJKwKxs5pIbLaKhYLPpVh7LqEuWcUEJ6AfpBIryn9ql6c1CxNHfYW_bS0O1vly2ULhBAb6MD24RXvBqSE_VfFD7usqjwLBF3b4OUo6NdLu6E/s1600/zim3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcOdDwVUseyCqKmWBODwoKPDMosmafuUPjJKwKxs5pIbLaKhYLPpVh7LqEuWcUEJ6AfpBIryn9ql6c1CxNHfYW_bS0O1vly2ULhBAb6MD24RXvBqSE_VfFD7usqjwLBF3b4OUo6NdLu6E/s320/zim3.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pierwsze spotkanie dziewczyn. Koniec polegiwania.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<b>Bycie matką to pakiet darmowych ćwiczeń bicepsów, ćwiczeń z cierpliwości oraz łamigłówki logistycznej.</b><br />
<b><br /></b>
<u>Dźwiganie </u>to jednego to drugiego dziecka (jedno dość ciężkie, około 13 kg, ale za to daje się nosić w dowolnej pozycji, drugie - 4,5 kg, ale jeszcze bezwładne, więc tylko niektóre pozycje wchodzą w grę) z pewnością usprawni nasze ciało. Ale to nie wszystko.<br />
Kiedy młode dziecko nie daje się tak łatwo odłożyć do kołyski - zaczynasz odkrywać nieznane sobie umiejętności wykonywania wszelkich czynności jedną ręką. Przy okazji można zauważyć istnienie wielu ciekawych mięśni. Jedna ręka nie wystarcza? Są jeszcze nogi, twarz i wiele innych części ciała. Serio - kroję chleb i wieszam pranie z dzieckiem w ręku. Już nie wspominając o pisaniu na komputerze jedną - niekoniecznie prawą - ręką (najgorzej napisać "Ć").<br />
<br />
<u>Ćwiczenie cierpliwości </u>to dla mnie najtrudniejsze zadanie. Dwulatek po raz trzeci rozsypuje kredki na podłogę, w związku z czym zapominasz o tym, że na gazie pali się już zupa, a gdy lecisz do kuchni ratować resztki obiadu, starsze dziecko wpycha młodszemu plastelinę do ucha.<br />
Ommmmm, ommmmmm, jestem cierpliwa, jestem cierpliwa, 1, 2, 3, 4, 5, jestem cierpliwa.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjASFAOOxJ7vMHPxgRgDMS05kG4D7A2CXM_mkC3Wvy0xbi3yQ4MJ9RfUS7pf_chjloBoIPzhRUXtR_KfSz0UN-9JkMRTtcbIX3m1pvlIoXmupXbwbdl8mElIvLB3dYGQSzDE2THIbVEVHI/s1600/zim2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjASFAOOxJ7vMHPxgRgDMS05kG4D7A2CXM_mkC3Wvy0xbi3yQ4MJ9RfUS7pf_chjloBoIPzhRUXtR_KfSz0UN-9JkMRTtcbIX3m1pvlIoXmupXbwbdl8mElIvLB3dYGQSzDE2THIbVEVHI/s320/zim2.jpg" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Pierwsze wspólne zabawy</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Najciekawsze jest jednak <u>ćwiczenie myślenia strategicznego</u>. Zarządzanie zasobami ludzkimi w postaci dwójki dzieci nie zawsze należy do łatwych. Nawet wyjście na spacer czy pojechanie gdzieś samochodem może być wyzwaniem.<br />
Bo gdy młode już gotowe to starsze nie chce założyć butów, chce jeszcze zabrać lalkę, która akurat się gdzieś zgubiła, poza tym teraz, nagle okropnie zachciało się pić. Ufff, starsze ubrane i gotowe. Ale w tym czasie młodsze zdążyło się całe obsrać. A gdy będzie już przebrane - zgłodnieje. W tym czasie starsze się rozebrało, bo gorąco, i zajęło czym innym, bo nudno, i w sumie to już wcale nie chce iść na ten spacer...<br />
<br />
Udało się jednak wyjść! Jedziemy do Łazienek ("mamo, a gdzie ta łazienka?"). Chodzimy, oglądamy wiewiórki i pawie. Ach! Jest pięknie!...<br />
Dopóki Marysia nie zaczyna płakać, a Zosia włazić w krzaki. Trochę gonię starszą z młodszą przy cycku. Przynajmniej wszystkie powdychałyśmy świeżym powietrzem. Czas wracać do domu.<br />
Zosia znienawidziła wózek kiedy zaczęła chodzić i przez ostatni rok zdążyła już o nim zapomnieć. Teraz jednak widząc Marysię leżącą w "gondolce" zaczęła domagać się wózka, albo wzięcia na barana. Marysia z kolei nie lubi leżeć w wózku i żałośnie płacze.<br />
Dobra matka to matka przygotowana na każdą sytuację, albo mająca pomysły!<br />
A więc wiążę Marysię w chustę, Zosię wciskam w gondolkę dla niemowląt i tak wracamy do domu.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtzdNmcEOoSG3Q8dlahhfoablV_5tEWWVCkSHj7oiBDerNaJat8ngi4k1p7IEIR9Vw1kHxGvldNp1YBmMhcezB6uLcZThnjvxBOMOp4licBX0CKr5AWS9QE2LUxHGZhxJyZdzoklaur5E/s1600/zim4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtzdNmcEOoSG3Q8dlahhfoablV_5tEWWVCkSHj7oiBDerNaJat8ngi4k1p7IEIR9Vw1kHxGvldNp1YBmMhcezB6uLcZThnjvxBOMOp4licBX0CKr5AWS9QE2LUxHGZhxJyZdzoklaur5E/s320/zim4.jpg" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zosia w wózku Marysi</td></tr>
</tbody></table>
Pomimo szaleństw stwierdzam, że rodzeństwo to jednak super sprawa. Choć Marysi dostało się już kilka razy po głowie od starszej siostry, to obie bardzo się kochają (młodsza jeszcze mało świadomie). Sama z resztą wiem, że nie ma to jak dwie siostry!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRI0oCrBjRNjU5B_TRvOHaak-f0YUOOpFRl4a4yBnybl74ivAddQq9Prl7JDKN-pPCp1v6LPX8UWfxtUAU2uU_sl2-NeLF1MmHGg6khEeGEnhgFP7tfJpYbrm4wZtNKh7V28QzR3mWEEQ/s1600/zim.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRI0oCrBjRNjU5B_TRvOHaak-f0YUOOpFRl4a4yBnybl74ivAddQq9Prl7JDKN-pPCp1v6LPX8UWfxtUAU2uU_sl2-NeLF1MmHGg6khEeGEnhgFP7tfJpYbrm4wZtNKh7V28QzR3mWEEQ/s320/zim.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-66573908141230283312015-09-27T02:39:00.000-07:002015-10-01T02:43:26.493-07:00Pierwszy bieg ZosiPowtarzam sobie, że to tylko zabawa, nie ma sensu się denerwować.<br />
Ale prawda jest taka, że nie byłam tak przejęta żadnym swoim biegiem.<br />
<br />
Najbardziej martwiliśmy się z JK czy Zosia w ogóle będzie wiedziała o co chodzi i czy wystartuje, czy nie będzie płakać. Był mały chaos organizacyjny i do końca nie wiedzieliśmy, czy na start dzieciaki będą mogły wchodzić z rodzicami. Zosia ma w końcu dopiero 2,5 roku i stanięcie na starcie wśród tłumu obcych osób mogłoby być stresujące.<br />
<br />
<b>Bieg "Młodzi Bohaterowie Narodowego" odbywa się w ramach 37. Maratonu Warszawskiego. </b>Dzieciaki w swoich grupach wiekowych startują na różnych (w zależności od wieku) dystansach na Stadionie Narodowym. Zosia jest w najmłodszej grupie i bierze udział w "Biegu Bąbla" na 100 metrów. Wbrew pozorom dla dwulatka 100 metrów to całkiem długi dystans.<br />
<br />
Dzień wcześniej Zosia jedzie z JK po pakiet startowy. Dostaje prawdziwy numer i kilka gadżetów, wśród których najbardziej jej się podobają plastry.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2PXyM671i4blyUtlo1Kx0-f5YPFdqscTMZsOuzqVzVWHVttgypm4jHWJk2Q54kcHk4iR9J30g_Al2F62XDmHKUbV3T4C2j76vGAtZkT7Ek7hL28WxH96MzER6Y5IBJ3OTm4mUQqphdKE/s1600/DSCF1499.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2PXyM671i4blyUtlo1Kx0-f5YPFdqscTMZsOuzqVzVWHVttgypm4jHWJk2Q54kcHk4iR9J30g_Al2F62XDmHKUbV3T4C2j76vGAtZkT7Ek7hL28WxH96MzER6Y5IBJ3OTm4mUQqphdKE/s320/DSCF1499.JPG" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Numer odebrany.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
W dniu zawodów jedziemy na stadion. Spotykamy tam<b> <a href="http://biegajacewalczaki.blogspot.com/" target="_blank">Biegające Walczaki </a></b>w pełnym składzie. Od nich startuje Olek - w tej samej grupie co Zosia. Okazuje się, że dzieci mogą startować z rodzicami, Zosia idzie więc z JK na start. Po krótkiej rozgrzewce słychać odliczanie: 10, 9, 8 (zastanawiam się ile dzieci umie odliczać) 3,2,1 start!<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUTn4DIQlxsA3VrR609l_C0AlPt1uV8o6ERrfh6iwZ5MhVkJ4dUEMM0cj08NgBcVf90PTNjSb21H9gOKv7N5kOjK4Hml5g_SgHY8k7-XkH2xqnH3IheXhO8L3zEqumVa8jrEJJ8r5DlLw/s1600/DSCF1501.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUTn4DIQlxsA3VrR609l_C0AlPt1uV8o6ERrfh6iwZ5MhVkJ4dUEMM0cj08NgBcVf90PTNjSb21H9gOKv7N5kOjK4Hml5g_SgHY8k7-XkH2xqnH3IheXhO8L3zEqumVa8jrEJJ8r5DlLw/s320/DSCF1501.JPG" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zosia na starcie w niebieskiej koszulce. Obok niej - Olek.</td></tr>
</tbody></table>
Od początku na prowadzeniu Olek. Zosia raczej z tyłu, ale za to roześmiana. Olek dobiega jako pierwszy w poniżej 18 sekund (co daje mniej niż 3 minuty na kilometr) - szacun dla młodego biegacza!!! Zosia dociera do mety w około 36 sekund (6 min/km), ale w swoim roczniku, wśród dziewczynek jest druga!<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD7Y3bMpAabQpYSoqfWABZvGcYWJan43RqeuHuwEtmRiMmATdEdFcefjlTGIU-3Kt_eUHba3bFdgZrdEPRflBAc7g2YV_hBwtGSBcvWwrH4sYsuqm7yVUoHXI5BkVm77BVHsVBQTDIZ2k/s1600/DSCF1505.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD7Y3bMpAabQpYSoqfWABZvGcYWJan43RqeuHuwEtmRiMmATdEdFcefjlTGIU-3Kt_eUHba3bFdgZrdEPRflBAc7g2YV_hBwtGSBcvWwrH4sYsuqm7yVUoHXI5BkVm77BVHsVBQTDIZ2k/s320/DSCF1505.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Z medalami.</td></tr>
</tbody></table>
Na mecie dzieciaki dostają dwa medale - jeden prawdziwy, metalowy, a drugi - czekoladowy. Wszyscy są bardzo zadowoleni, a ja - bardzo dumna.<br />
<br />
<br />
Fajnie, że Maraton Warszawski zorganizował coś dla dzieciaków, bo widać - potrzeba jest spora - pakiety na bieg szybko zostały wykupione. Podobało nam się również to, że poza biegami były rozmaite atrakcje dla dzieciaków.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifB0t5kv2nPtC9TQwJVpHv7Am-451h5P6C2_dncwORb_73MTOBATpV5ssmcOXbPXRlpIMju-T_9Kt8hn4M45RYofRqBjels9Pbj3jkSGeuj3RhvHJyQhgp_Yt3aYv87iwMDVIRTZOESa4/s1600/DSCF1511.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifB0t5kv2nPtC9TQwJVpHv7Am-451h5P6C2_dncwORb_73MTOBATpV5ssmcOXbPXRlpIMju-T_9Kt8hn4M45RYofRqBjels9Pbj3jkSGeuj3RhvHJyQhgp_Yt3aYv87iwMDVIRTZOESa4/s320/DSCF1511.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Hello Kitty!</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>Rośnie nowe pokolenie biegaczek i biegaczy!</b></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-62440983933020239632015-09-01T00:20:00.000-07:002015-10-01T02:12:06.496-07:00Marysia<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Pod względem zdrowotnym lepiej jest urodzić siłami natury. (Ja</span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">ka tam natura?? Własnymi s</span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">iłami</span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">!!). Więc gdy na świat miała przyjść Zosia, oczywiste było dla mnie, że urodzę naturalnie. Co, ja nie dam rady? Ja?</span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Nie dałam rady. </span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Teraz już nie byłam takim chojrakiem! Mając jeszcze w miarę na świeżo w pamięci doświadczenia z Zosią, wiedziałam, że jeśli będą jakieś oznaki tego, że z porodem naturalnym będą kłopoty - nie będę ryzykować. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">I tak po raz drugi wylądowałam na stole operacyjnym.</span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinlnNfK6k4b3YCkPeyab5ZDLqVblkiESur4GIAHxeOEDjRksCupTNeYGlDvrDNoQgqwfTmEYRLYvcTgzxd-72-WDTxxc1GEez30MhZkwhRFrX35eyjw0ixnW_BoFK-sLjPAH1Pbo0M8fE/s1600/porod.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinlnNfK6k4b3YCkPeyab5ZDLqVblkiESur4GIAHxeOEDjRksCupTNeYGlDvrDNoQgqwfTmEYRLYvcTgzxd-72-WDTxxc1GEez30MhZkwhRFrX35eyjw0ixnW_BoFK-sLjPAH1Pbo0M8fE/s320/porod.jpg" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">To rodzenie to straszna nuda! / chwila przed cięciem</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Dla kogoś, kto lubi sport, a więc i swoje ciało, obraz rozbebeszania brzucha nie jest wesoły. Starałam się nie patrzeć w lampę, w której odbijał się ten cały krwawy teatr. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Nie jest wesołe mieć sparaliżowane pół ciała. Pierwsze wstanie z łóżka z rozciętym brzuchem już w ogóle nie jest sprawą do śmiechu.</span><br />
<br style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;" />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Cudowne było jednak usłyszeć pierwszy krzyk dziecka. Cudowne było usłyszeć, że jest zdrowe i wszystko ok. I cudowne było pierwszy raz dotknąć tego malutkiego człowieka, który choć siedział tyle czasu w brzuchu, to jednak był kimś nieznanym. </span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">"Czy wzięła pani ze sobą kokardy?" Usłyszałam głos pielęgniarki, jeszcze leżąc na stole. Zamroczona nieco znieczuleniem, nie mogłam pojąć o co chodzi - jakie kokardy??</span><br />
<span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;">Dopiero gdy zobaczyłam dziecko, zrozumiałam, że ma tak długie włosy, że można by je związać. Marysia. - witaj na tym świecie!</span><span style="color: #222222; font-family: arial, sans-serif;"><span style="font-size: 12.8px;"><br /></span></span><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 12.8px;"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrA1mkq7O58ozCOK_-mNj4gy4y75Vm9Xsy7JyZ9ikl0ZoaEFRw0qI7WNqSe-Lv03PQ9Q4ervVCEIA8RdZxnmawgB42GtC1GWMU_2tIdjPz2d4YlioNdMpIA9X6jWhWmhqFxu5HUAuBDsg/s1600/mary.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrA1mkq7O58ozCOK_-mNj4gy4y75Vm9Xsy7JyZ9ikl0ZoaEFRw0qI7WNqSe-Lv03PQ9Q4ervVCEIA8RdZxnmawgB42GtC1GWMU_2tIdjPz2d4YlioNdMpIA9X6jWhWmhqFxu5HUAuBDsg/s320/mary.jpg" width="320" /></a></div>
<br />Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4257713912487097601.post-56032917898157466692015-08-03T06:17:00.000-07:002015-09-30T06:19:56.826-07:00Końcówka ciążyCiąża ciąży nie równa.<br />
Gadam z koleżankami i okazuje się, że każda ciąża jest inna. Każda osoba ma z czymś innym problemy.<br />
Moje dwie ciąże też się od siebie różniły. Z Zosią wydawało mi się, że szybko zaczęłam tyć. Ale druga ciąża była widoczna jeszcze zanim zaczął się 3 miesiąc! I wydawało się przytyję o wiele więcej. Tymczasem w drugiej ciąży przybieranie wagi przyhamowało pod koniec i ostatecznie w obu ciążach przytyłam mniej więcej tyle samo (17 i 16 kg).<br />
W drugiej ciąży 7 i 8 miesiąc był dość ciężki. Okazało się, że mam nadmiar wód płodowych. Brzuch zrobil się ogromny i ciężko było się ruszać. Dodatkowo lipcowo-sierpniowe upały nie ułatwiały sprawy. Natomiast w 9 miesiącu trochę odżyłam i poczułam jakąś nową energię (przy Zosi najgorszy z kolei był 9 miesiąc).<br />
Choć w trzecim trymestrze już niewiele się ruszałam sportowo - starałam się zachować choć trochę aktywności. Grane były spacery, krótkie wyjazdy czy wycieczki kajakowe.Unknownnoreply@blogger.com0