Mało piszę, ale staram się co najmniej co drugi dzień
poruszać.
W kalendarzu mam wpisany poród na za tydzień.
Wciąż czekam na tzw. „efekt wicia gniazda”. To podobno coś
takiego, że przed porodem ma się ochotę na sprzątanie, pranie i mycie okien. Ja
zawsze byłam bałaganiarą i coraz bardziej obawiam się, że efekt ten mnie jakoś
ominie... Dobrze, że mamy już wszystkie ciuszki, wózki, foteliki i inne „dzieciowe”
pierdoły.
Ale wracając do sportu:
ZIMA
Była zima, więc jeździłam na biegówkach i chodziłam na
basen.
Pływanie jest idealnym sportem dla ciężarnych. Praktycznie
nie czuć ciężaru. Najtrudniej jest wejść do basenu (z reguły siadałam na
krawędzi i wskakiwałam do wody), a teraz pozostaje powolne opuszczanie się po
schodkach (wraz z paniami po osiemdziesiątce). Problemem też zaczyna być
kostium, bo w końcu nie kupiłam kostiumu ciążowego. Mój basenowy strój na
szczęście jest stary i bardzo powyciągany, ale i tak wraz z rosnącym brzuchem dekolt
robi się coraz większy...
WIOSNA
Przyszła wiosna - został basen i spacery. Odbyliśmy z JK
kilka bardzo miłych „wspólnych treningów”. Czyli jechaliśmy na Kabaty, JK biegł
dychę, a ja w tym czasie spacerowałam – pewnie jakieś 3-4 km .
ZIMA
Na szczęście jestem dość opieszała i nie zdążyłam schować do
piwnicy biegówek. I dobrze, bo zima wróciła!
Dziś byłam na Kabatach, śniegu napadało na tyle, że
spokojnie można jeździć na biegówkach. Nie biegam szczególnie dużo –
maksymalnie 40 minut. Dziś, po przerwie na wiosnę, okazało się, że moja kurtka się
coś nie dopina. Dobrze, że nie jest szczególnie zimno!
Aha, podobno mój teść, gdy usłyszał, że byłam dziś na
biegówkach, o mało co nie spadł z krzesła. No ale przecież sport to zdrowie!
Niech już ta zima sobie idzie! Fajnie, że jesteś cały czas aktywna :)
OdpowiedzUsuń