Ale nie było o czym pisać, bo biegałam tyle co nic.
Ultrałemkowyna była bardzo udanym zakończeniem sezonu. Ale po biegu oklapłam, straciłam chęć na wyjście na bieganie. Ogarnęło mnie zniechęcenie. W dodatku trochę dokuczało mi kolano, które nadwyrężyłam na Łemkowynie.
Jednym słowem: biegowa depresja.
Dlaczego?
Pewnie zabrakło planów na kolejne starty, kolejne cele. Cele się skończyły i skończyła się też motywacja.
Może brakuje mi grupy, z którą mogłabym pobiegać, podzielić się problemami i radościami, a też trochę porywalizować.
Depresja biegowa ma jeszcze jedną ważną, a może najważniejszą przyczynę, ale o tym napiszę później.
Pomyślałam, że bieganie to nie wszystko. Łemkowyna uświadomiła mi, że mam jakąś tam kondycję, ale rozmaite partie mięśni są słabiutkie. Słabe mięśnie brzucha i pleców. Mięśnie nóg, ale nie te, które rozwija się przy bieganiu po płaskim. I to mnie z pewnością hamuje. Nie ma co myśleć o kolejnych ultra, póki się tego nie wzmocni.
Jak wyjść z biegowej depresji?
Można nic nie robić i po prostu przestać biegać. Ale przecież jak już jakąś formę się ma to nie warto wszystkiego rzucać. Z drugiej strony nie ma sensu przymuszanie się do biegania jak się tym, ykhm, po prostu rzyga. Na pewno każdy może znaleźć swój sposób na wyjście z depresji biegowej: znalezienie fajnego celu, umówienie się z kimś, może z jakąś grupą na bieganie, a może pozwolenie sobie na jakiś czas odpoczynku.
Mój sposób to mały skok w bok. Czyli: zapisałam się na basen!
Kiedyś sporo pływałam, przygotowując się do połówki Ironmena. Ale chodziłam na basen sama. Sama nauczyłam się kraula. A potem od urodzenia Zosi pływałam może z cztery razy.
Teraz zapisałam się na zajęcia z trenerem. I byłam już na pierwszym treningu.
W grupie jest około 10 osób, w tym jedna z Blogaczy - Ania.
Najbardziej z zajęć zmęczyła mnie półgodzinna rozgrzewka na brzegu - rozciąganie i wygibasy na lewo i prawo. Chyba najgorzej radziłam sobie z grupy. Buuu! No trudno.
A potem godzina pływania. Cieszyłam się, że choć od dwóch lat prawie nie pływałam, jakoś udaje mi się nie utopić i nawet nie jestem ostatnią ofermą.
I co?
Z pierwszych zajęć wyszłam naładowana energią. Mam ochotę znów na sport. Będę trochę pływać, trochę biegać. A potem? Zobaczymy.
Aha, po tej rozgrzewce bolały mnie mięśnie, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Na bokach, tam gdzie są żebra, zdawało się, że tylko skóra, trochę tłuszczu i już tylko kości. A tu proszę - ból. Czyli mięśnie są. I jakieś dziwne mięśnie brzucha i pleców.
Zadowolenie jest. Nowe pokłady energii wzbudzone. Nowe mięśnie rozruszane.
Czyli właśnie o to chodziło!
Czyli właśnie o to chodziło!
Miałam to po zeszłorocznym maratonie w Poznaniu, tylko nie wiedziałam jak to nazwać. A to właśnie biegowa depresja była. Bardzo dobra decyzja z tym basenem, odmiana będzie, a dobra kondycja zostanie. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńsuper :) taka zmiana treningu rzeczywiście może wiele zdziałać
OdpowiedzUsuńprzeprowadzki-wroclawskie
cieszę się, że udało Ci się znaleźć nowe źródło energii :) życzę powodzenia :) dla sklepów
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak Ci teraz idzie?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń