Na koniec się trochę wytłumaczę. Ale najpierw: okolice Sylwestra to dobry czas na podsumowanie. A więc lecimy ze sportowym podsumowaniem roku 2014.
W marcu 2013 roku urodziła się Zosia. O ile w 2013 roku powolutku wracałam do jakiejkolwiek formie, to 2014 był już całkiem sensowny. Udawało mi się w miarę regularnie biegać.
Do sukcesów można zaliczyć:
- ukończenie Rzeźnika,
- ukończenie Ultrałemkowyny,
- życiówka na Maratonie Warszawskim.
- udało mi się także trochę wrócić do pływania (nie pływałam ok. 2 lata)
- w kategorii podróżniczo-sportowej: udało mi się samotnie przejść na nartach płaskowyż Hardangervidda,
Do porażek można wpisać:
- Orlen Maraton.
- Poza tym koniec roku był biegowo słabiutki. Najpierw w listopadzie dopadła mnie "niemoc twórcza ", a potem - w grudniu - praktycznie przez cały miesiąc borykaliśmy się we trójkę z powracającymi przeziębieniami, grupami, zapaleniami zatok itp. Straciłam cały miesiąc pływania.
Z tymi maratonami to było tak, że uznałam, że tyle lat biegam, że wypada już złamać 4 godziny na maratonie. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, a raczej przebiec. Na Orlenie zeszłam z trasy. Porażką było złe planowanie i brak realnej oceny formy. We wrześniu, mimo o wiele mniejszych ambicji (celem było przebiegnięcie w tempie 6 min/km) to była to moja życiówka.
Nie udało mi się poprawić wyników przedciążowych na 10 km (poniżej 50 minut). Najlepiej poszło mi podczas Biegu Powstania (50:39). Ale na łamanie wyników na taaaaakich krótkich dystansach nie nastawiałam się :p
2014 sportowo nie był najgorszy. Najbardziej się cieszę z tych górskich biegów i coś czuję, że długie dystanse to będzie coś, nad czym będę pracować. 2015 rok zapowiada się niezwykle interesująco, i podejrzewam, że nie domyślacie się co wykombinowałam. ale na razie nic nie mogę zdradzić...
Życzę wszystkim wielu sportowych sukcesów w 2015. Ale porażki (od czasu do czasu też nie są złe, bo sporo uczą)!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz