Biegam, pływam, jeżdżę na rowerze i na rolkach. Czasu tylko o wiele mniej niż w pierwszej ciąży.
Udaje mi się jeden mały "wyczyn" - wzięłam udział w "Orlenie". Nie, nie w maratonie, to by była już przesada. Ale w biegu na 10 km.
Zrobiłam sobie nawet okazjonalną koszulkę.
fot. Zosia Dulska |
Startuję z założeniem, że będę ostatnia na mecie. Pierwsza raczej nigdy nie będę na masowym biegu. To może chociaż ostatnia??
Dzień jest chłodny, czyli w sam raz dla biegaczy. Pilnuję się, żeby truchtać powolusieńku. Pierwsze 2-3 km jestem na samiuśkim końcu. Potem "nie daję rady" tak wolno - nawet marszobiegiem. Ostatni uczestnicy zostają daleko, daleko z tyłu, chyba po prostu idą. A ja swoim powolnym truchto-marszem zmierzam do przodu. W ramach odpoczynku czekam nawet jakieś 3-4 minuty do toitoia.
fot. Zosia Dulska |
Wyszło 1:22. Antyżyciowka! Hurra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz