wtorek, 1 września 2015

Marysia

Pod względem zdrowotnym lepiej jest urodzić siłami natury. (Jaka tam natura?? Własnymi siłami!!). Więc gdy na świat miała przyjść Zosia, oczywiste było dla mnie, że urodzę naturalnie. Co, ja nie dam rady? Ja?
Nie dałam rady. 

Teraz już nie byłam takim chojrakiem! Mając jeszcze w miarę na świeżo w pamięci doświadczenia z Zosią,       wiedziałam, że jeśli będą jakieś oznaki tego, że z porodem naturalnym będą kłopoty - nie będę ryzykować. 
I tak po raz drugi wylądowałam na stole operacyjnym.

To rodzenie to straszna nuda! / chwila przed cięciem


Dla kogoś, kto lubi sport, a więc i swoje ciało, obraz rozbebeszania brzucha nie jest wesoły. Starałam się nie patrzeć w lampę, w której odbijał się ten cały krwawy teatr. 
Nie jest wesołe mieć sparaliżowane pół ciała. Pierwsze wstanie z łóżka z rozciętym brzuchem już w ogóle nie jest sprawą do śmiechu.

Cudowne było jednak  usłyszeć pierwszy krzyk dziecka. Cudowne było usłyszeć, że jest zdrowe i wszystko ok. I cudowne było pierwszy raz dotknąć tego malutkiego człowieka, który choć siedział tyle czasu w brzuchu, to jednak był kimś nieznanym.               
"Czy wzięła pani ze sobą kokardy?" Usłyszałam głos pielęgniarki, jeszcze leżąc na stole.  Zamroczona nieco znieczuleniem, nie mogłam pojąć o co chodzi - jakie kokardy??
Dopiero gdy zobaczyłam dziecko, zrozumiałam, że ma tak długie włosy, że można by je związać. Marysia. - witaj na tym świecie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz