Jakiś czas temu rozmawiałam z grupą znajomych-biegaczy. Padło hasło "opowiedz o biegu, który najlepiej wspominasz". Oczywiście historie były różne. Ale co ciekawe, najwięcej osób (w tym ja) opowiedziało o półmaratonie. Zwykle, gdy ktoś więcej biega, bierze udział w wielu biegach na 10 km lub krótsze. Te biegi, wydaje się, jakoś mniej się pamięta. Z kolei maratony niektóre osoby pamiętają jako mękę (może to kwestia słabo wytrenowanych znajomych?). A półmaraton to taki fajny dystans.
Za dwa tygodnie biegnę maraton. Tak więc dziś ma być na spokojnie. W dwie godziny.
Przed startem spotykamy się z kilkoma osobami. Zosia zostaje z panem JK.
Na linię startu idę z Zosią (taką dużą Zosią) i Izą. Ostatecznie jednak biegnę sama (choć jak się potem okazało, dziewczyny były bardzo blisko za mną). Biegnie mi się super, pierwsze 10 kilometrów mija szybciutko. Trochę jest za gorąco, ale da się wytrzymać.
Organizacja bardzo fajna, sporo zespołów muzycznych po drodze, wielu kibiców. Jedyny minus dla organizatorów to słabo ustawione stoły z piciem - nie można się dopchać. Zapowiadane kosze na puste kubeczki są schowane i tak jak zwykle wszyscy rzucają kubkami pod nogi. Na szczęści pan JK stoi w połowie trasy z buteleczką wody, więc nie muszę się szczególnie martwić o nawodnienie.
Dopiero ostatnie 3 kilometry idą trochę ciężej, ale to przecież normalne. Koniec! Czas: 1:58.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz