A to wszystko, by zebrać fundusze dla Leo - dzielnego chłopca, który niestrudzenie walczy z klątwą Ondyny. Tak się złożyło, że o Leo już słyszałam, bo to synek koleżanki mojej koleżanki. Myślę, że warto wesprzeć. W końcu każdemu może się urodzić chore dziecko.
fot. gdziebylec.pl |
O biegu dowiedziałam się od Leszka dzień czy dwa przed imprezą. Ponieważ akurat miałam być w centrum Warszawy, pomyślałam - czemu nie? Zosia miała zostać z babcią. Ale potem logistyka samochodowo-dojazdowa okazała się skomplikowana i zdane byłyśmy z Zosią na siebie. Miałam już sobie odpuścić. Ale przyszło mi do głowy: mogę przecież pobiec z Zosią w chuście...
Zbiórka o 12:00. Spodziewałam się tłumu biegaczy, ale zebrana grupa zdawała się raczej reprezentować klientów siłowni, która znajduje się w wieżowcu, i która współorganizowała imprezę. Niektóre osoby miały baaardzo niebiegowe buty i zastanawiałam się, jak sobie poradzą.
Każdy dostał koszulkę i napój energetyczny. Trenerzy fitnessu prowadzili rozgrzewkę. W tym czasie Zosia zdążyła zasnąć w chuście.
fot. Kamila Kalinska. Tak, wiem, że wyszłam to smutno, ale nie mam innego zdjęcia :) |
Wreszcie start - bardzo nieoficjalny - w stylu: "no to ruszamy, ci co chcą szybciej niech ustawią się z z przodu". To mój pierwszy oficjalny bieg po schodach, poza tym Zosia śpi i nie chcę, żeby ktoś ją stuknął łokciem, więc ustawiam się z tyłu.
Ruszamy! Start tak nieoficjalny, że nie włączyłam stopera. O biegu nawet nie myślę, głównie żeby nie zbudzić Zosi. Ale staram się iść szybko, po dwa schodki. Szybko okazuje się, że ustawienie się z tyłu nie było najlepszym pomysłem, bo - mimo ok. 12 kilogramowego obciążenia - wyprzedzam ludzi, o ile jest przejście.
Wchodzenie po schodach jest męczące. Już to kilka razy przećwiczyłam na schodach przy Zamku Ujazdowskim. Teraz po kilkunastu piętrach zdążyłam się spocić i zasapać. Ale wciąż staram się szybciutko po dwa schodki, o ile ludzie (szczególnie w tych baaardzo niebiegowych butach) nie blokują przejścia.
Ani się obejrzałam, a tu już koniec. To najkrótszy bieg (taki nie do końca bieg) w mojej historii. Trwał zaledwie jakieś 4 lub 5 minut.
Spociłam się, więc i Zosia jest mokra. Ale po chustowych doświadczeniach mam już przygotowane ciuchy na zmianę. Zosia dostaje w nagrodę konika. Nie takie złe to bieganie, co nie Zośka? :)
Dobry konik nigdy nie jest zły :) fajnie spała sobie, ja myślę że się jej podobało :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak wydaje. Szkoda, że się obudziła jak przestałam wbiegać. Morał - długo biegać :)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny blog :) pozdrawiam! naukajazdy
OdpowiedzUsuń