Ola Hołda-Michalska i ja (czyli Asia Mostowska) przeszłyśmy w tzw. stylu klasycznym, czyli na nartach, z pulką, w ciągu 12 wspaniałych dni około 280 km. Wszystkie 11 nocy spędziłyśmy pod namiotem.
Pogodę miałyśmy dobrą. Zobaczyłyśmy Wschodnie Wybrzeże - Agardhbuktę - Królestwo Niedźwiedzi Polarnych, spowite stalowymi chmurami Van Mijenfjord i górniczą Sveagruvę, pełną reniferów Reindalen, skąpaną w blasku słońca Grøndalen oraz przepiękny Grønfjord. Pomachałyśmy Leninowi w rosyjskim Barentsburgu. Na deser Pani Arktyka zaserwowała nam zapierający dech w piersiach spacer wzdłuż Isfjordu oraz wyciskające z nas ósme poty podejście pod Longyearbreena.
Zepsułyśmy: 2 kuchenki, jedno wiązanie do narty, jedną uprząż , jednego buta ... oraz trochę siebie: obtarta stopa, śnieżna ślepota, naderwany musculus soleus oraz drobne rany cięte, tłuczone i mrożone.
Ponadto raz weszłyśmy w złą dolinę, przez co straciłyśmy pół dnia, a także pulka wpadła nam do głębokiego wąwozu i wyglądało na to, że już po pulce i sztucerze ... albo po nas.
Zepsułyśmy: 2 kuchenki, jedno wiązanie do narty, jedną uprząż , jednego buta ... oraz trochę siebie: obtarta stopa, śnieżna ślepota, naderwany musculus soleus oraz drobne rany cięte, tłuczone i mrożone.
Ponadto raz weszłyśmy w złą dolinę, przez co straciłyśmy pół dnia, a także pulka wpadła nam do głębokiego wąwozu i wyglądało na to, że już po pulce i sztucerze ... albo po nas.
Pomimo drobnych kłopotów zaplanowaną trasę zrealizowałyśmy w prawie 90 %. Co najważniejsze - miałyśmy ogromną frajdę z łażenia po Spitsbergenie. I uważamy wypad za bardzo udany.
Podziwiam! Super wyprawa i super opisana.
OdpowiedzUsuń