Jak już coś się zna to jest nuda. To zadałam sobie nowe zadanie. Zorganizowanie zawodów. Razem z siorą. U nas pod blokiem, żeby nie było za daleko. A że 3 minuty od domu jest jeziorko Czerniakowskie to nic więcej nie trzeba. Pływanie i bieganie się zrobi. O rowerze myślałam, ale logistyka już o wiele trudniejsza i bardziej niebezpiecznie.
Zawody zdecydowanie przez małe "z". Tylko dla znajomych, nieoficjalnie. 600 metrów pływania + 5400 metrów biegu. Mamy radochę z obmyślenia trasy, z przygotowania medali, dyplomów i innych gadżetów.
Zawody w sobotę, a ludzie mieli się zgłaszać do środy. Ale wiadomo jak jest - jeszcze w piątek wieczorem nie wiedziałyśmy czy przyjdzie 8 osób czy może 25? Bo w ostatniej chwil ktoś dzwonił, że przyjdzie albo że jednak odwołuje.
A dwie noce przed Aquathlonem za bardzo nie pospaliśmy z JK, bo Zosi akurat wyrzynają się cztery czwórki na raz. Dawaliśmy czopki przeciwbólowe, ale (czas szybko leci!) okazało się, że czopki, które mamy są dla niemowląt do 5 kg wagi (Zosia to 11 kg żywej wagi), więc za bardzo nie działało. I były płacze i marudzenie.
Wszyscy uczestnicy zawodów |
Z domu nad jeziorko mamy jakieś 400 metrów, ale mamy tyle klamotów, że jedziemy samochodem. JK i siora idą ustawić boję na jeziorku, a ja z teściem, który będzie sędzią, ustawiamy cały sędziowsko-organizacyjny kram na brzegu.
Schodzą się ludzie. Rysujemy flamastrem numery na łydkach i rękach. Jest odprawa. Kurcze, co za profesjonalizm! W końcu jest nas 10 osób w wodzie. Dwie osoby mają tylko biec. Fajnie. Jak na nasze możliwości - w sam raz. No i dla wszystkich starczy medali (sprawa ta spędziła nam nieco sen z powiek).
Chwila po starcie |
Jaki start? Przez to całe zamieszanie organizacyjne trochę zapomniałam, że ja też startuję. Znaczy się, w ogóle się na to nie nastawiłam psychicznie. Ale spoko, trzeba płynąć. Siora rzecz jasna wyrywa do przodu. Ja przez większość trasy płynę z grupką czterech czy trzech osób. Niby umiem pływać kraulem, ale przez ostatnie dwa lata pływałam tyle co nic. Jakoś kraul zupełnie mi nie idzie i większość dystansu pokonuję żabką.
Moje rzuty do celu. Okazuje się, że nie jestem aż tak ślepa jak myślałam! |
Teraz jeszcze skoki w dal tyłem (!!) i rzuty do celu. Druga (drobna) wtopa organizatorska - wiadro, do którego rzucaliśmy piłkami ustawiłyśmy nieco za daleko. Skutek - tylko dwie osoby w ogóle trafiły piłką do wiadra.
Skoki w dal tyłem. Ta konkurencja chyba najbardziej zaskoczyła uczestników! |
Aaa. Wiadomo po co były nam te zawody - żeby wreszcie stanąć na podium! |
Dziękuję bardzo przede wszystkim siorze, a także JK, teściom, Kaśce (która wręczała nagrody) i wszystkim uczestnikom!
Nie, nie. Ci zawodnicy nie wydawali się zadowoleni. Oni byli w siódmym niebie!:)
OdpowiedzUsuńAch! Miód na me serce!
UsuńAśka! Super impreza :) Gdybym się nie cykała pływać w wodach otwartych to wziełabym udział w całości ale odradzaliście tym co się nie czują, więc może nastepnym razem. W każdym razie zabawa przednia, trasa super oznakowana, było wszystko co potrzeba i jeszcze więcej. No i wygrałam super książkę, którą chciałam mieć :))) Dzięki !!
OdpowiedzUsuńDzięki za to The making of... organizacyjne kulisy... żeby się tylko nikomu nic nie stało... Racja, wszystko wynagradzają uśmiechy na twarzach uczestników :)
OdpowiedzUsuń