Dzidzia chora
Od wtorku Zosia ma anginę. Gorączka, brak apetytu, płacze w
nocy. Biedulka męczy się. A my razem z nią – chodzimy półprzytomni. Nosimy na
rękach, lulamy, starając się w międzyczasie popracować.
Od wtorku nie za bardzo spałam. Wtorkowy i czwartkowy
trening zrobiłam „na odwal się”. Ze zmęczenia.
Bieg Powstania
Tak więc na Bieg Powstania pojechałam półprzytomna.
Nie chciałam się jakoś szczególnie nadstawiać na konkretny
wynik, bo za bardzo się wtedy spinam i wychodzi gorzej niż gdy biegnę na luzie (o maratońskiej porażce tu). Ostatnio na
dychę biegłam w Ekidenie wówczas miałam 52:33. Pomyślałam, że pomimo zmęczenia powinno się udać pobiec
poniżej 52 minut. A gdyby udało się złamać 50 minut to już w ogóle byłaby
rewelka.
Tuż przed startem z Rączymi Pomrowami |
Przed biegiem spotkałam sporo znajomych, a rozmowy nieco
mnie rozbudziły.
Zaczęłam z Rączymi
Pomrowami, ale dość szybko się rozdzieliliśmy. Pomimo sporego tłumu (ponad 5
tysięcy uczestników na dystansie 10 km) organizatorzy jak zwykle poradzili
sobie ze strefami i nie było wielkich zastojów. Inna sprawa, że sporo osób
ustawiało się w strefie na 40 minut, a potem biegło na 70 minut. Ale lubię
wyprzedzać, więc jest im przebaczone!
Trasę urozmaicały dymy odgłosy wybuchów i wystrzałów, co nie
pozwoliło zapomnieć o znaczeniu biegu.
Biegłam cały czas powyżej 5 min/ km. Ale zegarek z gps-em
jest w naprawie, wiec nie mogłam zbyt dobrze kontrolować tempa. Postanowiłam
biec do ósmego kilometra na luzie, a ewentualnie potem, jeśli byłyby szanse
zejść poniżej 50 minut to wtedy przyspidować.
Po 8. kilometrze coś w mojej zmęczonej głowie pochrzaniło
się z rachunkami i myślałam, że nie mam szans na 50 minut i nieco odpuściłam.
Ale chyba nawet gdybym przyspidowała to nie udałoby się nadrobić 40 sekund
straty. Wyszło 50:39 i jestem w sumie całkiem zadowolona.
Mama niewyspana
Pomimo zmęczenia, za metą od razu ruszyłam szybkim krokiem
po medal, a do metra już biegłam. Martwiłam się co tam u Zosi. W domu znów –
gorączka i płacze. I zamiast odpocząć po biegu nosiłam Zosię pół nocy, aż
złapały mnie skurcze bicepsów. Dzidzia zasnęła dopiero o 7 rano. A sportowa
mama więcej się zmęczyła w domowej pakerni, nosząc 10 kilogramową Zosię, niż na
biegu!
gratulujemy Asiu :) duuużo zdrówka dla Zosi :)
OdpowiedzUsuń