Definitywnie przyszedł
czas, by kupić kilka rzeczy do biegania.
Moje buty - chyba trzyletnie staruszki - od dawna wołały o emeryturę. Miałam im dać spokój przed maratonem wiosną. A jeszcze dały radę pobiec ze mną to i owo i nawet Rzeźnika.
Moje spodenki, używane od ładnych kilku lat, pruły się w szwach i ostatnie tygodnie biegałam z bardzo nieładną dziurą.
Stanik biegowy - postrzępiony.
Skarpetki biegowe - poprzecierane (często zakładam najzwyklejsze skarpetki, ale na zawody czy dłuższe biegi wolę takie biegowe - mam wtedy pewność że materiał się nie zroluje i bieg nie skończy się obtartymi stopami).
Zaczęłam przypominać sobie co kiedy kupiłam, ile coś ma lat i ile w zasadzie wydaję na bieganie.
Patrząc na niektórych biegaczy można odnieść
wrażenie, że na bieganie, nawet takie amatorskie, trzeba wydać fortunę.
Zaczynając od kilku par butów biegowych dostosowanych do rozmaitych warunków
(na zimę, na lato, na asfalt, na biegi górskie itd.), przez skarpety (w tym
oczywiście) kompresyjne, różnego rodzaju spodenki, koszulki, bluzki, bluzy,
kurtki, a także rękawiczki, czapki, czapeczki, kończąc na rozmaitych gadżetach
(zegarki, pulsometry, saszetki, plecaczki,
bidony) i inne bajery, o których nawet nie pomyślałam – z pewnością można wydać
ładnych kilka tysięcy. Jeśli ktoś jeszcze dba nie tylko o jakość ale i o stajl
i dostosowanie wszystkich elementów do najnowszych trendów kolorystycznych i
dizajnerskich – ooo, to jeszcze dochodzi spora logistyka i latanie po sklepach.
Moje buty - chyba trzyletnie staruszki - od dawna wołały o emeryturę. Miałam im dać spokój przed maratonem wiosną. A jeszcze dały radę pobiec ze mną to i owo i nawet Rzeźnika.
Moje spodenki, używane od ładnych kilku lat, pruły się w szwach i ostatnie tygodnie biegałam z bardzo nieładną dziurą.
Stanik biegowy - postrzępiony.
Skarpetki biegowe - poprzecierane (często zakładam najzwyklejsze skarpetki, ale na zawody czy dłuższe biegi wolę takie biegowe - mam wtedy pewność że materiał się nie zroluje i bieg nie skończy się obtartymi stopami).
Zaczęłam przypominać sobie co kiedy kupiłam, ile coś ma lat i ile w zasadzie wydaję na bieganie.
Przez lata zbiera się trochę tych fatałaszków |
buty buty buty |
Ale czy to potrzebne?
Co kto lubi. Muszę przyznać, że nie jestem z tych kobiet, które latają po sklepach z ciuchami zaaferowane wielkimi napisami „sale”, nie kupuję kolorowych pisemek z modą, nie śledzę żadnych trendów. Kupuję to co potrzebuję, a potrzebuję raczej niewiele. To samo dotyczy biegania. No dobra, a ile konkretnie wydałam na ciuchy biegowe?
Proszę bardzo:
Biegam mniej lub bardziej
regularnie od 2008 roku. Od tamtej pory, nie licząc zakupów w ostatnim tygodniu,
na bieganie nie wydałam więcej niż 500 zł (nie liczę tu w ogóle pakietów
startowych, pieniędzy przeznaczonych na izotoniki, batoniki, żele itd.)
Lecimy po kolei:
W 2008 roku kupiłam pierwsze buty biegowe (około 200 zł). Kolejne trzy pary dostałam w zamian za recenzje na blogu.
Spodenki biegowe kupiłam chyba też w 2008 (to te co się teraz spruły). Były na przecenie w Decathlonie (około 40 zł). Jedne spodenki (używane nieco) dostałam od koleżanki (przestała się w nie mieścić), niestety potem gdzieś mi się te zgubiły. Kolejne dwie pary spodni (tym razem długich) zaanektowałam panu JK. Najpierw pożyczyłam raz, drugi i jakoś już tak zostało... (JK - przebaczysz?)
Skarpetki - dwie pary dostałam w prezencie, jedną kupiłam w Intersporcie (50 zł).
Staniki biegowe. Miałam dwa w swojej historii. Pierwszy kupiłam za jakieś 80 zł, ale gdzieś mi się zapodział. Drugi (ten co teraz jest dziurawy) służy już od kilku lat i kosztował około 40 zł.
Koszulek nie kupuję - mam ich pełno z rozmaitych biegów. Jedną koszulkę (taka z napisem sportowa mama) nabyłam w ramach zbiorowej akcji blogaczy (50 zł).
Nigdy nie biegałam w bluzie czy kurtce biegowej. Zakładam po prostu starą bluzę i koniec.
To samo z rękawiczkami i czapkami.
Zegarki - najpierw jeden zwykły, a potem taki z gps-em dostałam w prezencie od JK.
To samo z plecakiem z camelbak - od JK.
Moje stare asiksy |
W 2008 roku kupiłam pierwsze buty biegowe (około 200 zł). Kolejne trzy pary dostałam w zamian za recenzje na blogu.
Spodenki biegowe kupiłam chyba też w 2008 (to te co się teraz spruły). Były na przecenie w Decathlonie (około 40 zł). Jedne spodenki (używane nieco) dostałam od koleżanki (przestała się w nie mieścić), niestety potem gdzieś mi się te zgubiły. Kolejne dwie pary spodni (tym razem długich) zaanektowałam panu JK. Najpierw pożyczyłam raz, drugi i jakoś już tak zostało... (JK - przebaczysz?)
Skarpetki - dwie pary dostałam w prezencie, jedną kupiłam w Intersporcie (50 zł).
Staniki biegowe. Miałam dwa w swojej historii. Pierwszy kupiłam za jakieś 80 zł, ale gdzieś mi się zapodział. Drugi (ten co teraz jest dziurawy) służy już od kilku lat i kosztował około 40 zł.
Koszulek nie kupuję - mam ich pełno z rozmaitych biegów. Jedną koszulkę (taka z napisem sportowa mama) nabyłam w ramach zbiorowej akcji blogaczy (50 zł).
Nigdy nie biegałam w bluzie czy kurtce biegowej. Zakładam po prostu starą bluzę i koniec.
To samo z rękawiczkami i czapkami.
Zegarki - najpierw jeden zwykły, a potem taki z gps-em dostałam w prezencie od JK.
To samo z plecakiem z camelbak - od JK.
Dobrze, przyznaję, gdyby
nie JK wydałabym ze 3 razy więcej. Tak naprawdę myślę jednak, że wiele do
biegania nie potrzeba. Jedyna rzecz, na której nie warto szczególnie oszczędzać
to buty. Niektóre rzeczy są bardzo przydatne (np. Camelbak na długich biegach).
Przy bardziej wyrafinowanych planach
treningowych przydaje się zegarek z gps-em. Wiele ciuchów daje komfort i wygodę.
Ale można powiedzieć, że bez tego wszystkiego można się obyć.
Ok, to teraz się pochwalę
moimi ostatnimi zakupami.
Kupiłam buty biegowe Aduro
firmy Brooks (280 zł). Przebiegłam w nich już Bieg Powstania i kilka treningów.
Są całkiem wygodne i nieźle trzymają moją chybotliwą stopę w pionie.
Poza tym w Decathlonie
nabyłam: spodenki biegowe, skarpetki, stanik i lekką czapkę z daszkiem
(wszystko marka Kalenji/Decathlon). Łącznie: około 150 zł.
Starczy na kilka lat?
A Wy ile wydajecie na bieganie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz