poniedziałek, 8 października 2012

W ciaży (bez szpilek) na Giewoncie. Czyli wycieczka w Tatry.

Jeszcze wcześnie rano, przed wyjazdem, zdążyłam się przebiec (przepraszam - przeczłapać).
Zastanawialiśmy się nad pociągiem, ale dobrze, że w końcu stanęło na samochodzie, bo pozycja siedząca jakoś słabo na mnie wpływa.
Całą drogę padało, więc nastrój mieliśmy marny, na wieczór byliśmy w Zakopanem i jakoś się rozpogodziło.
Nie chcielismy dźwigać plecaków i chodzić po schroniskach, więc wynajęliśmy pokój w Zakopcu.
Obudziło nas piękne słońce i kolorowe, jesienne drzewa oraz widok na Giewont. Pierwszego dnia, na rozgrzewkę, przeszliśmy się doliną Chochołowską.
Drugiego dnia JK nie chciał już człapać moim powolnym tempem, dlatego postanowiliśmy się rozdzielić. JK pojechał na Słowację i wszedł na Krywań (to ten szczyt z krzyżem, który widnieje na godle Słowacji). Ja z kolei poszłam na Halę Gąsienicową, gdzie spotkałam się z Izką - moją koleżanką biegową. Pospacerowałyśmy trochę po okolicach. Miałyśmy też interesującą rozmowę z meteorologiem ze stacji na hali.
Trzeci dzień wyjazdu był najbardziej wyczynowy: Ponieważ pogoda wciąż była dobra, postanowiliśmy wejść na Giewont. Szliśmy powolutku (ale udało nam się zmieścić w czasie podanym na szlaku - widocznie uwzględniają w tych czasach możliwości ciężarnych). Wydawało nam się, że w październiku powinno być w miarę pusto na szlakach. Jednak pod Giewontem - chyba najbardziej popularnym szczytem w Tatrach - czekała kolejka turystów! Na szczycie ledwie dotknęliśmy krzyża, a już trzeba było iść na dół, bo tłum robił się nieznośny, i juz trzeba było ustawić się w kolejce na dół. Brrr... Ostatni raz byłam na Giewoncie jakieś dwadzieścia lat temu, pan JK - nigdy i chyba szybko nie wrócimy do tego tłoku.
Całe trzy dni pogoda była piękna, a jesienne kolory - rewelacyjne. Kiedy kolejnego dnia rano wyjeżdżaliśmy z Zakopanego - zaczęło lać.
Dziś, po powrocie, znów poszłam sobie poczłapać dookoła Jeziora Czerniakowskiego.

2 komentarze:

  1. Oj, chyba wyrośnie mały górzysta lub mała górzystka :) Jeśli chodzi o Giewont, nigdy nie udało mi się na niego wejść. Nie ze względu na trudność trasy, tylko zniechęcający tłum.

    OdpowiedzUsuń
  2. I racja, ja też się prędko nie wybiorę tam ponownie!

    OdpowiedzUsuń